Schetyna, były lider Platformy Obywatelskiej na Dolnym Śląsku, były sekretarz generalny tej partii, a przed aferą hazardową wszechmocny wicepremier i szef MSWiA, ruszył jak czołg po władzę w partii. Niby na pierwszej linii są zbuntowani baronowie, którzy zdobyli klub parlamentarny dla Sławomira Neumanna, a później obsadzili Komisję Wyborczą i prezydium klubu. Ale nikt nie ma wątpliwości, że to Schetyna pociąga za sznurki, a jego celem są zimowe wybory na szefa partii.
Sześć lat upokorzeń
Dolnośląski polityk, który za sprawą decyzji Ewy Kopacz musiał w tym roku walczyć o mandat poselski w Kielcach, czekał sześć lat, żeby sięgnąć po władzę w partii. Były to lata marginalizowania i upokorzeń, które serwował mu Donald Tusk.
To w okresie tej smuty Schetyna powiedział sobie podobno: „Nieważne, czy Platforma będzie miała 20, 15, 10 czy 5 proc. poparcia. Byle była moja”. Być może właśnie ta myśl pozwoliła mu przeżyć okresy, kiedy wydawało się, że Tusk lada moment wdepcze go w ziemię. Pierwszym celem do realizacji jest dla Schetyny odbicie Dolnego Śląska, który stracił na rzecz Jacka Protasiewicza, byłego eurodeputowanego. Przy okazji walki o region Grzegorz Schetyna pokazał, na co go stać. Kiedy stracił stanowisko, podczas słynnego zjazdu wojewódzkiego w Karpaczu jesienią 2013 r. miał krzyczeć do tych, którzy na niego nie głosowali: „Zabiję cię!”, albo „Będziesz w d…”. Teraz Schetyna zaczął kontratak. Na początek zamierza zmienić układ sił w zarządzie marszałkowskim. Jerzy Michalak, członek zarządu województwa dolnośląskiego z Platformy Obywatelskiej, już poinformował, że chce, by zarząd województwa złożył wniosek do sejmiku o swoje odwołanie. – Ludzie od Schetyny robią objazd po dolnośląskich radnych i przekonują ich, żeby wywrócić sejmik i dogadać się z partią Kaczyńskiego – przekonuje partyjny przeciwnik Schetyny. Obecny sejmik to efekt porozumienia Protasiewicza z prezydentem Wrocławia Rafałem Dutkiewiczem, czemu Schetyna był przeciwny. Wywrócenie tego układu oznacza osłabienie Protasiewicza i otwarcie drogi do ponownego przejęcia regionu przez Schetynę. Ale dla wielu regionalnych działaczy to ponura wizja. Stanisław Huskowski, były prezydent Wrocławia, a obecnie legnicki poseł, mówi „Wprost”, że ludzie na Dolnym Śląsku wraz z przegraną Grzegorza Schetyny w walce o fotel szefa regionu poczuli powiew wolności. – Działacze odczuli taką ulgę, jakby wyszli z niewoli egipskiej – przyznaje Huskowski. I nie kryje, że obawia się przejęcia Platformy Obywatelskiej przez Schetynę. – Nie tylko za pomocą karbowego da się rządzić – stwierdza.
„No mercy"
W czasach, kiedy Grzegorz Schetyna był sekretarzem generalnym Platformy Obywatelskiej, miał przydomek „zniszczę cię”. Dzisiaj zmienił go na „no mercy”, bez litości. – Zawsze miał mentalność lwowskiego ulicznika, potrafił podejść do kogoś z tyłu i uderzyć go w potylicę albo pstryknąć w ucho – opowiada polityk PO. – Niektórzy zwyczajnie się go bali, inni czuli się upokorzeni takim zachowaniem. Andrzej Łoś, który był marszałkiem województwa dolnośląskiego dzięki Grzegorzowi i dzięki niemu stracił stanowisko, drżał przed Schetyną, bo ten na spotkaniach chodził wokół niego i poklepywał go po głowie, pokazując swoją władzę. – A przecież Łoś jest profesorem. To wyglądało kuriozalnie – opowiada dolnośląski polityk. I dodaje, że aby Grzegorz Schetyna czuł respekt przed innym politykiem, ten musiał otwarcie mu się przeciwstawić. Kiedyś podobno postawił mu się Sławomir Nitras, dziś stronnik Ewy Kopacz.
– W 2009 r. na kongresie EPP Schetyna złapał Nitrasa za ucho, a ten silnie go odepchnął i w rezultacie Grzesiek przeleciał przez fotel. To była jedyna osoba, która mu się odwinęła – opowiada jeden z naszych rozmówców z Platformy. Jednak sam Sławomir Nitras nie przypomina sobie takiej sytuacji. Były wicepremier lubi ostre słowa. Kiedy był szefem regionu, wielu działaczy usłyszało z jego ust, że jak się nie podoba, to mogą wyp….lać albo „będziesz w d…” – Tego ostatniego zwrotu używa najczęściej – opowiada nasz rozmówca. I przywołuje scenę z czasów, gdy Janusz Palikot był jeszcze członkiem PO. Jeden ze współpracowników spytał Grzegorza Schetynę, gdzie jest lubelski polityk, a w odpowiedzi usłyszał: – Jest tam, gdzie jego miejsce. – Czyli gdzie – dopytywał kolega. Na co Schetyna porwał się z fotela i krzyknął – W d… Faktem jest, że Schetyna mógł czuć głęboką niechęć do Palikota, który w jednym z wywiadów w 2010 r. powiedział, że Schetyna musi poczuć na twarzy krew i spermę, inaczej nie będzie prawdziwym przywódcą.
Nieudane polowania
Frakcja antyschetynowców w PO dwoi się i troi, żeby zablokować jego dążenie do przejęcia partii. Uważany za jednego z największych partyjnych wrogów Schetyny Cezary Grabarczyk niechętnie wypowiada się na jego temat: – Oczywiście, że będę wspierał Siemoniaka. Znam Grzegorza od lat. Nie dam się nabrać – rzuca na korytarzu sejmowym Grabarczyk. Kiedy dopytujemy, na co polityk nie da się nabrać, puszcza tylko ironicznie oko. A druga strona nie przebiera w środkach, o czym świadczy komentarz na Twitterze byłego radnego, stronnika Grzegorza Schetyny – Łukasza Wyszkowskiego. Po konferencji Tomasza Siemoniaka, na której ogłaszał on swoją decyzję o kandydowaniu na szefa Platformy, a towarzyszyli mu: Rafał Trzaskowski, Hanna Gronkiewicz-Waltz, Joanna Mucha i Małgorzata Kidawa-Błońska, Wyszkowski napisał na Twitterze: „Dwa podstawione cielaki i trzy chciwe baby z Radomia to nie wyzwanie i nie cyrk, to obciach. Czas na podmiotowość”. Choć komentarz nie zawierał nazwisk, to i tak stronnicy Siemoniaka byli oburzeni tym tweetem. Huskowski z kolei kpi z faktu, że Grzegorz Schetyna do wewnętrznych wyborów idzie z hasłem kierownictwa zbiorowego i wzajemnego szacunku.
– Przecież rady regionu na Dolnym Śląsku trwały raptem pół godziny. Działacze często trzy razy dłużej jechali na zebranie, tylko po to by wysłuchać jedynie słusznych dyspozycji – mówi legnicki poseł. Antoni Mężydło zna wszystkie historie o Schetynie, które część posłów PO wręcz przerażają. Mimo to uważa, że tylko były wicepremier nadaje się, żeby przejąć ster rządów w największej partii opozycyjnej. – Trochę się boję jego brutalności, choć sam nie miałem z nim żadnych złych doświadczeń, ale uważam, że Platformie potrzebny jest zdecydowany przywódca, Schetyna jest zaś zdecydowany i jest świetnym organizatorem, który potrafi poszerzać swoje środowisko – mówi Mężydło. – Tego dzisiaj najbardziej potrzeba Platformie.
Faktem jest, że gdy Schetyna był sekretarzem generalnym, partia działała jak w zegarku. Podobnie gdy został szefem klubu parlamentarnego PO. – Zarządzał nim perfekcyjnie, organizował rozmaite akcje, każdy wiedział, co ma robić – wylicza Mężydło. – To był najlepszy szef klubu, jakiego mieliśmy. Oprócz zdolności organizacyjnych Schetyna z całą pewnością jest też zręcznym graczem politycznym. To z jego otoczenia wychodzą sygnały, że PO pod kierownictwem Schetyny będzie merytoryczną opozycją i może nawet nastąpi drobne zbliżenie z PiS. Z drugiej strony politycy Prawa i Sprawiedliwości chętnie podkreślają, że Schetyna był jedynym marszałkiem Sejmu z PO, który dobrze traktował opozycję. – To jest wielka ściema – śmieje się Piskorski. – Schetyna będzie propisowski, dopóki nie zdobędzie władzy. – Dzień później stanie się krwawym pisożercą, bo tylko w ten sposób partia może budować swoją tożsamość w opozycji.
Tekst ukazał się w 48/2015 numerze tygodnika "Wprost".
"Wprost" można zakupić także w wersji do słuchaniaoraz na AppleStore i GooglePlay.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.