Unia Europejska. Superpaństwo, czy federacja suwerennych krajów?

Unia Europejska. Superpaństwo, czy federacja suwerennych krajów?

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot. Grecaud Paul/fotolia.pl) 
Polityczne i ekonomiczne strachy, z jakimi zmaga się dziś Unia, sprowadzają się do wyboru: czy ma być ona superpaństwem, czy federacją suwerennych krajów.

Takiej eskalacji kryzysów Europa nie przeżywała od dawna. Fale imigrantów zalewające kontynent, eksplozja terroryzmu, konflikt z Rosją, sukcesy polityczne prawicowych i lewicowych populistów, zawirowania w strefie euro, a także widmo rozpadu Unii. Wszystko to powoduje, że Wspólnota staje się zupełnie innym tworem niż ten, do którego Polska wstępowała w 2004 r. W nowym roku problemy te wrócą, i to ze zdwojoną siłą. Przyjrzyjmy się zatem liście strachów trapiących nasz kontynent, których rozwiązanie skutecznie paraliżuje spór federalistów ze zwolennikami wspólnoty suwerennych państw narodowych.

Wędrówka ludów

To na pierwszy rzut oka problem nierozwiązywalny, ale masowa imigracja do Europy jest zjawiskiem, z którym Unia, gdyby tylko chciała, mogłaby sobie poradzić w planowany sposób w ramach obowiązujących procedur i istniejących instytucji. Wtedy jednak trudno byłoby wykorzystać imigrację jako pretekst do nadania nowego impetu integracji europejskiej. Wiara w jej nieuchronność znacznie wśród europejskich narodów osłabła. Dlatego zwolennicy federalnej Europy próbują forsować swoje koncepcje pod presją wędrujących z południa mas ludzi. Połajanki wymierzone w rzekomych ksenofobów i nacjonalistów mają zmiękczać opór przed wprowadzaniem kolejnych federalnych instytucji europejskich bocznymi drzwiami. Tak było z nieszczęsnymi kwotami imigracyjnymi, mającymi obowiązywać wszystkie kraje Unii. Hasła o solidarności wobec najbardziej dotkniętych nielegalną imigracją państw miały być wytrychem do stworzenia centralnego europejskiego rozdzielnika uchodźców, co w istocie oznaczałoby rezygnację państw członkowskich z własnej polityki imigracyjnej.

(...)

Na pohybel Brukseli

Jednym z efektów kryzysu imigracyjnego jest podważenie dogmatu o nieomylności liderów Europy i nieuchronności integracji europejskiej. Te do niedawna „heretyckie” koncepcje coraz śmielej przebijają się do głównego nurtu, wywołując popłoch w Brukseli. Od czasu dojścia do władzy Viktora Orbána na Węgrzech eurosceptycyzm lub, mówiąc precyzyjniej, eurorealizm uznawany był za postkomunistyczną aberrację narodów Europy Środkowej. Nasz region ma mieć rzekomo historyczne skłonności do ksenofobii i zamordyzmu, co ma potwierdzać także niedawne zwycięstwo PiS, partii przedstawianej w zachodnich mediach paskudnie brzmiącą w Europie zbitką „katoliccy nacjonaliści”. Do układanki tej nie pasuje co prawda polityka brytyjskiego premiera Davida Camerona, zgłaszającego rozmaite zastrzeżenia do sposobu funkcjonowania Unii, ale takie szczegóły można złożyć na karb brytyjskiego ekscentryzmu. Tyle że Europa Środkowa wcale nie ma monopolu na skrajny populizm. Partie takie jak węgierski Fidesz czy PiS w Polsce nie kwestionują ani istnienia Unii Europejskiej, ani swojego w niej członkostwa. Histeryczne reakcje na ich posunięcia mają maskować strach Europy przed wzrostem poparcia dla autentycznie skrajnych ugrupowań z prawej i lewej strony, zyskujących poparcie od Skandynawii i Grecji po Francję i Portugalię

Cały artykuł przeczytać można w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost", który trafił do kiosków w poniedziałek, 28 grudnia 2015 r. E-wydanie tygodnika będzie dostępne w niedzielę o godz. 20:00. "Wprost" można zakupić także  w wersji do słuchaniaoraz na  AppleStore GooglePlay.