Profesjonalni analitycy potwierdzają, że od czasu zakończenia zimnej wojny mamy największe ryzyko uderzenia atomowego, regularna wojna toczy się na granicy należącej do NATO i Turcji. Świat wprowadzany jest w stan destabilizacji stopniowo, jakby ktoś chciał nam oszczędzić szoku. Jeśli jednak na chłodno porównać sytuację sprzed dekady, sprzed agresji Rosji przeciw Gruzji z tym, co mamy teraz, to nie ma chyba złudzeń: piękna epoka liberalnego Zachodu odchodzi, tak jak belle époque, okres XIX-wiecznego rozkwitu kultury, raz na zawsze zakończyła I wojna światowa.
Papież Franciszek powiedział, że III wojna światowa już się rozpoczęła, tylko jest to wojna w kawałkach. Rzecz w tym, że w historii świata żadna wojna nie jest podobna do poprzedniej. Przegrywali w średniowieczu ci rycerze, którzy nie byli w stanie na czas rozstać się z mieczami z wojny poprzedniej. Kolejnej wojny nikt już nie wypowie po staroświecku, w kilku ważnych ministerstwach spraw zagranicznych nie wiedzieliby już pewnie, jak to zrobić. Bo teraz mamy wojny hybrydowe, a amunicją w najnowszej są imigranci. Marine Le Pen nie wstydzi się pieniędzy z Kremla, a FBI stara się namierzyć wszystkie możliwe ruchy polityczne na Starym Kontynencie, które utrzymują się z rosyjskich pieniędzy. Do niedawna marginalne, zyskują na znaczeniu na naszych oczach. Mantrują jedno hasło: precz z imigrantami, a media im basują. Każdy incydent kryminalny z udziałem przybyszów z Południa nagłaśniany jest w taki sposób, by nawet umiarkowane dotąd zachodnioeuropejskie mieszczaństwo, zatroskane o własne bezpieczeństwo, powtarzało jak za panią matką „precz z obcymi”. Z drugiej strony rosyjskie bombardowania Aleppo zwiększają liczbę potencjalnych przybyszów o setki tysięcy.
Jeśli wziąć pod uwagę, że w tym roku czeka nas szczyt napływu uchodźców do Europy, trudno to wszystko uznać za przypadek. Kreml znalazł skuteczny sposób na Zachód i wziął Unię w dwa ognie: tu nagania uchodźców, a po drugiej stronie opłaca protesty przeciw nim. Kilka tygodni temu do tego danse macabre włączył się sam minister Ławrow, który podburzał przeciw rządowi w Berlinie obywateli niemieckich, którzy przed ćwierćwieczem przyjechali do Republiki z rozpadającego się ZSRR. Niemieckie elity nie mogły pojąć, że obywatele Niemiec w rzekomy gwałt na dziewczynce uwierzą prędzej członkom rządu Miedwiediewa niż w zaprzeczenia ministrów od Angeli Merkel. Chciałoby się powtórzyć za Elżbietą Bieńkowską: „ale jaja, ale jaja”, gdyby plecy ze strachu nie pokrywały się gęsią skórką.
* Historyk, publicysta, pracuje w ISP PAN
Felieton ukazał się w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost”, który trafi do kiosków w poniedziałek, 22 lutego 2016 r. "Wprost" można zakupić także w wersji do słuchania oraz na AppleStore i GooglePlay.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.