Uwaga - drastyczne nagrania!
Mieszkanka Warszawy, która wyszła na spacer ze swoim psem do Parku Sowińskiego na Woli, usłyszała skowyt psa. Odgłosy dochodziły z pobliskiego zakładu kamieniarskiego przy ulicy Wolskiej. Jak się okazało, na terenie od kilku dni leżał pies, który był w fatalnym stanie. Kobieta powiadomiła Fundację Viva!, która walczy o prawa zwierząt. - Kiedy weszłyśmy do kojca, fetor był taki, że trudno było opanować mdłości, a amoniak z zalegającego wszędzie moczu gryzł drogi oddechowe. Właściciel nie potrafił wytłumaczyć stanu psa. Twierdził, że pies leżał od kilku godzin, co było oczywistą nieprawdą - powiedziała Katarzyna Filipczuk, inspektor Fundacji Viva!.
Pies, u którego zdiagnozowano także hipotermię, został odebrany właścicielowi i przewieziony do kliniki weterynaryjnej. Po przeprowadzeniu badań okazało się, że obie lewe kończyny, na boku na którym leżał pozbawione były czucia. Ponadto, do szło do zaników mięśniowych i zapadły się gałki oczne. - Kiedy w lecznicy dostał kroplówki i trochę się ogrzał, zaczął pić tak łapczywie, że nie widziałam żeby pies tak rzucał się na wodę. Myślę, że był tak skrajnie odwodniony z winy właściciela, który najprawdopodobniej nie dawał mu wody i jedzenia. Doprowadził do tego, że pies mógł nie przeżyć do wieczora - przyznała Katarzyna Filipczuk.
Stan zwierzęcia jest obecnie stabilny, ale nadal bardzo ciężki - pies ma apetyt, dostaje leki przeciwbólowe, jednak nie jest w stanie samodzielnie wstać. Inspektorzy z Fundacji Viva! przekazali, że są w związku ze sprawą w kontakcie z prokuraturą. Właściciel czworonoga zbagatelizował sprawę twierdząc, że nic takiego się nie stao a pies położył się dopiero w dniu interwencji.
Czytaj też:
Pies miał ponad 2 kg brudnej sierści. Został uratowany dzięki przypadkowi