Starsza kobieta przebywała na oddziale intensywnej opieki kardiologicznej Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. O zdarzeniu, do którego doszło w drugi weekend marca, „Gazetę Wyborczą” powiadomił anonimowy pracownik placówki.
Personel nie zareagował na wezwania
Pacjentka przeszła wcześniej zabieg ablacji serca. W nocy zaczęła czuć się gorzej i postanowiła wezwać na salę personel medyczny. W tym celu skorzystała ze znajdującego się w pobliżu szpitalnego łóżka przycisku. Żaden z pracowników nie zareagował jednak na sygnały świetlne i dźwiękowe, które powinny wybrzmieć we wszystkich pomieszczeniach.
Kobieta zadzwoniła do członka swojej rodziny, który polecił jej skontaktowanie się z numerem alarmowym i wezwanie na miejsce pogotowia. Szpital potwierdził, że dyspozytor odebrał zgłoszenie od pacjentki z pierwszego piętra i poinformował o sytuacji personel oddziału. – Sporządziliśmy z tego zdarzenia notatkę – powiedział dziennikowi pracownik placówki.
Szpital tłumaczy się ze śmierci pacjentki
Następnego dnia okazało się, że kobieta zmarła. Jeden z rozmówców „Gazety Wyborczej” zasugerował, że osoby pełniące dyżur mogły zasnąć lub zlekceważyć wezwanie. W jego ocenie w szpitalu doszło do znaczącego nadużycia, niezależnie od tego, co opóźniło reakcję personelu.
Rzeczniczka prasowa UCK WUM Barbara Mietkowska przekazała, że placówka wyjaśnia tę sprawę. Stwierdziła jednak, że zdarzenie najprawdopodobniej nie przyczyniło się do śmierci pacjentki. – Zmarła z powodu swojej choroby. Operacja, którą przeszła miała jej ewentualnie pomóc. Nie udało się – skomentowała w rozmowie z dziennikiem. Poinformowała również, że rodzina kobiety nie wniosła przeciwko szpitalowi żadnych roszczeń.
Czytaj też:
Wiemy, kto potrącił dziennikarza TVP. Policja zatrzymała młodego mężczyznęCzytaj też:
Dziennikarka TVN przeszła operację guza mózgu. „Wrócę silniejsza”