Położony na północnym wschodzie Ukrainy Charków liczył przed wojną około 1,4 mln mieszkańców. To mniej więcej tyle, ile w Łodzi i Krakowie razem wziętych. Codzienne ostrzały trwające od około miesiąca musiały jednak zmienić sytuację. Według informacji mera miasta Ihora Terechowa, od początku rosyjskiej inwazji 1/3 ludności opuściła Charków. Część uciekła w bezpieczniejsze rejony kraju, część wstąpiła do wojsk obrony terytorialnej.
Tylko w ciągu ostatniej nocy Charków miał zostać ostrzelany przez moździerze i artylerię 59 razy. Terechow podkreślał, że rosyjska armia celowo ostrzeliwuje dzielnice mieszkalne i to nie same budynki, a całe osiedla. Mieszkańcy są ewakuowani do stacji metra i pomieszczeń piwnicznych, a żywność donoszą im wolontariusze, ryzykując za każdym razem swoim życiem.
W Charkowie od początku wojny zniszczono 1177 budynków piętrowych
Jak poinformował Terechow, od początku wojny w Charkowie zniszczono 1177 wielopiętrowych budynków. W tej liczbie znalazło się 15 szpitali, 53 przedszkola oraz 69 szkół. Przy całej skali zniszczenia mer miasta zapewniał, że służby komunalne co jakiś czas wznawiają swoje działania. W poniedziałek na ulice wyjechać miało ponad 100 samochodów wywożących śmieci. W supermarketach nadal można dostać produkty podstawowej potrzeby, a pomoc humanitarna z innych miast wciąż napływa.
– Charków to miasto rosyjskojęzyczne. Przed wybuchem wojny praktycznie co czwarty mieszkaniec miał w Federacji Rosyjskiej krewnych czy znajomych, a wielu – przyjaciół. Charków zawsze był mniej więcej lojalny wobec Federacji Rosyjskiej – tłumaczył mer. Dodał, że obecnie nastawienie ludności zmieniło się diametralnie, a każdy mieszkaniec gotów jest bronić się „do końca”.
Raport Wojna na Ukrainie
Otwórz raport
Czytaj też:
Wojna na Ukrainie. „Siły rosyjskie skupiają się utrzymaniu zajętych terenów i przygotowaniu do nowych działań ofensywnych”