Polacy wożą do Ukrainy pomoc humanitarną, zabierają ze sobą ludzi, którzy uciekają przed wojną. I to nie tylko z dworca we Lwowie, ale też z miejsc, które są o krok od pierwszej linii frontu. Jednak są również tacy, którzy na froncie zostają. Chcą walczyć ramię w ramię z ukraińskimi żołnierzami i ochotnikami z całego świata, którzy dołączają do legionu cudzoziemskiego. Legion ten powstał już w pierwszych dniach wojny, gdy do walki wzywał Wołodymyr Zełenski. MSZ Ukrainy podawało, że zgłosiło się wówczas około 20 tysięcy cudzoziemców.
Pojawiały się informacje o Japończykach, z których kilkudziesięciu służyło wcześniej w japońskiej armii, o byłych członkach Legii Cudzoziemskiej, antyterrorystach z Portugalii i Brazylii czy holenderskich rezerwistach. Na front ruszyli Białorusini, którzy w Ukrainie mają własny batalion. Białoruscy ochotnicy rekrutowani są również w Warszawie, skąd regularnie wyjeżdżają do Kijowa. Pod koniec marca ukraiński wywiad wojskowy informował, że po stronie Ukrainy będą nawet walczyć Rosjanie, którzy utworzyli swój legion. Nie wszyscy jednak walczą oficjalnie.