Polski duchowny wyjechał rano busem z biskupem Janem i biskupem protestanckim Andrzejem oraz towarzyszącym im żołnierzem z Zaporoża w stronę granicy z Rosją. Zabrał ze sobą transport z pomocą humanitarną i żywnością - donosi „Vatican News”.
Portal przytoczył wypowiedź kard. Krajewskiego. - Cały czas są tam Rosjanie, ale także ludzie, którzy pozostali na miejscu i którzy z różnych przyczyn nie wyjechali. Jest ok. 4 tys. osób. Pojechaliśmy do nich - mówił.
Kard. Krajewski musiał uciekać przed rakietami. W Zaporożu niesie pomoc humanitarną
Duchowny relacjonował, że bardzo trudno jest przedostać się do strefy wojennej, ponieważ tam nie ma żadnych praw, nie ma tam żadnego kodeksu. - Po prostu Rosjanie strzelają do wszystkiego, co się rusza. Przestrzegano i pouczono nas, żeby tylko pozostawić jedzenie i szybko uciekać, żeby również nie narażać tych ludzi, bo wszędzie, gdzie ludzie się gromadzą, Rosjanie od razu strzelają i tak też było niestety, że w jednym miejsc między blokami nagle spadły rakiety. Dobrze, że był z nami żołnierz, który powiedział, gdzie uciekać, bo pierwszy raz nie wiedziałem, w którą stronę uciekać – zauważył kard. Krajewski, cytowany przez „Vatican News”.
Ostrzał regionu Zaporoża nasilił się w ciągu ostatnich tygodni. To tam znajduje się Zaporoska Elektrownia Jądrowa. Jak donosi agencja UNIAN, w sobotę elektrownia została ponownie podłączona do ukraińskiej sieci energetycznej, dzięki czemu zaczęła odbierać prąd z Ukrainy.
Stało się to po tym, jak inżynierowie naprawili jedną z czterech głównych zewnętrznych linii energetycznych - donosi MAEA.
„Odnowiona linia 750 kilowoltów (kV) zaopatruje obecnie największą elektrownię jądrową w Europie, której ostatni działający reaktor został wyłączony 11 września, w energię elektryczną potrzebną do chłodzenia reaktora i innych krytycznych funkcji bezpieczeństwa” – czytamy w oświadczeniu.
Czytaj też:
Rosyjscy propagandyści chcą „unieszkodliwić” Ukrainę. Domagają się blackoutu