Wiele wskazuje na to, że wtorkowe wydarzenia w Przewodowie, które dorowadziły do śmierci dwóch mężczyzn, były skutkiem nieszczęśliwego wypadku. Przynajmniej bezpośrednio, bo gdyby nie rosyjska agresja na Ukrainę, o żadnej eksplozji na terytorium Polski nie byłoby mowy.
Podczas wystąpienia w Sejmie premier Mateusz Morawiecki wyraził nadzieję, że to pierwsze i ostatnie ofiary wojny wśród Polaków. Wcześniej wraz z prezydentem Andrzejem Dudą przekazali, że nie ma dowodów na intencjonalny atak na nasz kraj. Pozostaje jednak kwestia śledztwa prowadzonego przy udziale Amerykanów, a także – o czym mówił szef polskiego rządu – „na solidarne potępienie Rosji przez społeczność międzynarodową oraz twardą i adekwatną odpowiedź ze strony NATO, UE i społeczności międzynarodowej”.
Wojna w Ukrainie. „Rakieta nie była wycelowana w Polskę”
– Źle by się stało, gdyby ktoś umniejszał znaczenie wtorkowych wydarzeń i mówił, że nic się nie stało. Z drugiej strony, z danych, co do których zgodne są wszystkie państwa członkowskie NATO, był to nieszczęśliwy wypadek. Rakieta nie była wycelowana w Polskę, a broniąc swojego terytorium Ukraińcy wystrzelili pocisk, który spowodował wspomniane zniszczenia – mówi „Wprost” Robert Pszczel, dyplomata, były szef biura informacji NATO w Moskwie i ekspert Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego.