Premier Mateusz Morawiecki w niedzielę udał się do Helsinek,gdzie rozmawiał z premier Finlandii Sanną Marin. Podczas konferencji prasowej był pytany o dotychczasowe ustalenia w sprawie wybuchu rakiety w Przewodowie, a w szczególności o to, czy strona ukraińska przyznaje się, że na teren Polski spadł jej pocisk.
– Jeszcze tego nie wiemy. Pozwólmy pracować nad tym specjalistom i prokuratorom. Do śledztwa zaprosiliśmy ekspertów ze strony ukraińskiej, ekspertów międzynarodowych, NAT-owskich i amerykańskich – powiedział Mateusz Morawiecki.
Zaznaczył, że śledczy dysponują „dowodami z kamer straży granicznej, ale nie pokazują one ze stuprocentową pewnością, skąd wystrzelono rakietę”. – Musimy kontynuować zbieranie dowodów, śledztwo zajmie trochę czasu –dodał. Szef rządu zapewnił, że Warszawa dąży do pełnej przejrzystości śledztwa.- W szczególności chcemy, aby nasi ukraińscy przyjaciele i partnerzy mieli pewność, że wynik śledztwa będzie pewny. Dlatego zaprosiliśmy ich do niego –powiedział.
Tragedia w Przewodowie. Śmierć przy granicy z Ukrainą
15 listopada 62-letni Bogusław W. i 60-letni Bogdan C.zginęli podczas pracy w suszarni zboża położonej około 6 km od granicy z Ukrainą. W gospodarstwo uderzyła rakieta. Ze wstępnych ustaleń wynika, że doszło do nieszczęśliwego wypadku.Prawdopodobnie była to rakieta S-300, wystrzelona przez armię ukraińską.Miała ona strącić rosyjską rakietę, której celem była położona przy granicy z Polską elektrociepłownia w Dobrotworze w obwodzie lwowskim. Śledztwo w sprawie wybuchu rakiety prowadzi polska prokuratura.
Czytaj też:
Służby zakończyły działania w Przewodowie. Na miejscu eksplozji pojawili się dziennikarzeCzytaj też:
Pogrzeb pierwszej ofiary tragedii w Przewodowie. Uroczystość miała charakter państwowy