Napaść Rosji na Ukrainę obnażyła szereg słabości „drugiej armii świata”. Kremlowska propaganda mogła dwoić się i troić, jednak faktów nie sposób było ukryć.
Wielu Rosjanom brakowało na froncie nawet jedzenia
Rosyjska armia – szczególnie w pierwszych miesiącach wojny – miała ogromne problemy z zaopatrzeniem własnych żołnierzy. Borykali się oni z brakiem elementarnego wyposażenia: nie tylko śpiworów czy kamizelek kuloodpornych, ale nawet racji żywnościowych czy apteczek.
Konieczność radzenia sobie z brakiem niemal wszystkiego fatalnie odbiło się na morale rosyjskich żołnierzy. „Jest ch*****, Ukraińcy spuszczają nam wp******”, nie mamy co jeść. Dziś zjedliśmy yorkshire teriera” – pisał 18 maja walczący w obwodzie chersońskim Rosjanin w przechwyconej przez ukraińskie służby wiadomości.
Skala nieudolności była tak duża, że we wrześniu Putin odwołał z funkcji wiceministra obrony gen. Dmitrija Bułgakowa, który odpowiadał za zaopatrzenie armii przez ostatnie 12 lat.
„Czasami zaciekle zwracają się przeciwko sobie”
Amerykański dziennik „New York Times” opublikował właśnie obszerny reportaż, obnażający skalę problemów rosyjskiej armii na Ukrainie. Opracowując reportaż, kilkoro autorów oparło się na wywiadach z dezerterami czy przechwyconych przez zachodnie i ukraińskie służby dokumentach. Szczególnie porażający jest fragment, opisujący wzajemne walki pomiędzy Rosjanami.
Wynika to z faktu, że nad Dnieprem walczą także jednostki, które w praktyce są niezależne od dowództwa rosyjskiej armii. Chodzi głównie o tzw. wagnerowców – czyli żołnierzy Grupy Wagnera, tj. prywatnej armii najemników, założonej przez biznesmena Jewgienija Prigożyna – oraz tzw. kadyrowców – żołnierzy z Czeczenii, podległych przywódcy tego kraju Ramzanowi Kadyrowi.
„Gdy pierwsza faza inwazji nie powiodła się, zatomizowane podejście tylko się pogłębiło, niszcząc i tak już chaotyczny wysiłek wojenny. Teraz podzielone armie Putina często działają jak rywale. Rywalizują o broń, a czasami zaciekle zwracają się przeciwko sobie” – czytamy w reportażu.
„Strzelił do ich punktu kontrolnego i wysadził go w powietrze”
Jako przykład „New York Times” opisał zdarzenie, które miało miejsce latem w pobliżu Zaporoża na południowym wschodzie Ukrainy. Dowódca rosyjskiego czołgu wydał rozkaz ostrzelania punktu kontrolnego, który również znajdował się w rękach Rosjan.
Relacja pochodzi od naocznego świadka. Był nim rosyjski operator drona Fiodor Chubajew, który jesienią zdezerterował, a następnie uciekł z ojczyzny.
– Po kłótni na polu bitwy (...) rosyjski dowódca skierował swój czołg T-90 nie na wroga, ale na grupę żołnierzy rosyjskiej Gwardii Narodowej. Strzelił do ich punktu kontrolnego i wysadził go w powietrze (...) Takie rzeczy się tam dzieją – wspominał Chubajew.
Czytaj też:
Przetestował racje żywnościowe rosyjskich żołnierzy. „Coś tutaj umarło i to sto razy”Czytaj też:
Rzadka chwila szczerości Putina. Mówił o „bardzo trudnej sytuacji”