Już od pierwszych miesięcy napaści Rosji na Ukrainę pojawiały się doniesienia, że wojna może rozlać się na Mołdawię. Jako pretekst do wkroczenia armii rosyjskiej na terytorium tego kraju wskazywano kwestię Naddniestrza.
Inwazja na Mołdawię byłaby katastrofalna dla Ukrainy
To prorosyjski, separatystyczny – tj. pozostający poza faktyczną kontrolą władz w Kiszynowie – region Mołdawii, który graniczy z Ukrainą. Warto również podkreślić, że od czasu rozpadu Związku Radzieckiego wciąż stacjonuje tam niewielki garnizon armii rosyjskiej.
Inwazja Rosjan na Mołdawię oznaczałaby otwarcie nowego frontu na Ukrainie, a dokładnie wzięcie w kleszcze zachodniego odcinka ukraińskiego wybrzeża z miastami Odessa i Mikołajów.
Wydaje się oczywiste, że celem okupantów byłoby bowiem utworzenie połączenia lądowego pomiędzy Naddniestrzem a Półwyspem Krymskim, tak jak wcześniej postawili sobie za cel utworzenie połączenia między Donbasem a wspomnianym półwyspem. Zrealizowanie wspomnianego scenariusza równałoby się z całkowitym odcięciem Ukrainy od Morza Czarnego.
Ławrow: Prezydent jest gotowa praktycznie na wszystko
Szef MSZ Rosji Siergiej Ławrow wysłał właśnie bardzo niepokojący sygnał ws. Mołdawii. W wywiadzie dla rosyjskiej telewizji padły sformułowania, których nie sposób odczytywać inaczej, niż jako groźbę inwazji pod adresem władz w Kiszyniowie. Znany z cynizmu polityk stwierdził, że Mołdawia może stać się „następną Ukrainą”.
To już kolejne tego typu słowa szefa MSZ Rosji. Na przykład we wrześniu ostrzegł władze w Kiszyniowie, że jakiekolwiek zagrożenie bezpieczeństwa dla rosyjskich żołnierzy, którzy stacjonują w Naddniestrzu, zostanie uznane za „atak na Federację Rosyjską”.
– Teraz do tej roli [wroga Rosji – red.] rozważana jest Mołdawia. Przede wszystkim dlatego, że metodami dalekimi od demokratycznych potrafiła wybrać prezydent, która stoi na czele państwa. Prezydent, która po prostu chce wstąpić do NATO, ma obywatelstwo rumuńskie, jest gotowa do zjednoczenia z Rumunią. I w ogóle jest gotowa praktycznie na wszystko – powiedział Ławrow.
Bliskie związki Mołdawii z Rumunią
Wyjaśnijmy, że chodzi o prezydent Maię Sandu, który pełni urząd od 2020 r. Fakt posiadania przez nią obywatelstwa rumuńskiego nie jest niczym nadzwyczajnym. Wielu mieszkańców Mołdawii posiada także paszport sąsiedniej Rumunii, co wynika z etnicznych i historycznych związków obu krajów.
W wielkim skrócie, Mołdawianie i Rumuni posługują się de facto tym samym językiem i – z etnicznego punktu widzenia – można ich uznać za jedną wspólnotę. Co więcej, w latach 1918-1940 zamieszkiwali oni wspólnie w granicach Rumunii. To na skutek wkroczenia Armii Czerwonej w 1940 r. z części terytorium tego państwa została utworzona Mołdawia.
Jak wynika z najnowszego sondażu, który został przeprowadzony w listopadzie ubiegłego roku, zjednoczenie z Rumunią popiera 42,5 proc. mieszkańców Mołdawii. To najwyższy odsetek w historii tego kraju. Z drugiej strony, zjednoczenia nie popiera ponad połowa społeczeństwa.
Czytaj też:
„To było jak atak zombie”. Przerażająca relacja ukraińskiego żołnierzaCzytaj też:
Ławrow znalazł nowego winnego ws. ataków na Nord Stream. Putin mówił wcześniej coś innego