Magdalena Frindt, „Wprost”: Miałam zacząć tę rozmowę w inny sposób, ale ostatnie wydarzenia wywróciły moją koncepcję. Jak się okazało Joe Biden przyjechał nie tylko do Polski, ale odwiedził także Ukrainę.
Małgorzata Gosiewska, wicemarszałek Sejmu, posłanka PiS: To olbrzymie zaskoczenie i wielka radość. Prezydent USA złożył w Kijowie konkretne deklaracje dotyczące wsparcia finansowego, ale tak naprawdę liczy się również wymiar moralny tej wizyty. Joe Biden wykazał się odwagą i zdecydowaniem, a swoją obecnością potwierdził niegasnące wsparcie USA dla Ukrainy.
Był to sygnał wysłany do Ukraińców, ale też do Putina.
Joe Biden pokazał, jak powinien działać prawdziwy polityk. Pełne uznanie i wdzięczność za taką postawę, za to, że podjął tak odważną decyzję, by pojechać w miejsce, które rok temu – jak planował Władimir Putin – miało być zajęte przez rosyjskich najeźdźców. To wielki symbol.
Pamięta pani ten dzień, 24 lutego 2022 roku?
Myślę, że wszystkim zapisał się w pamięci. Mimo tego że większość z nas spodziewała się, że Rosja zaatakuje po raz kolejny.
Coraz więcej rosyjskich żołnierzy stacjonowało przy granicy z Ukrainą…
Tak, ale spodziewać się wybuchu wojny, a zobaczyć bombardowany Kijów i inne ukraińskie miasta, otwartą wojnę – to co innego. Pełnowymiarowa rosyjska agresja nastąpiła po wielu latach wojny nazywanej „konfliktem”. Musimy pamiętać, że Rosja rozpętała wojnę w Ukrainie, napadając na Krym już w 2014 r. i od tego momentu trwają działania zbrojne. Nazywanie ich „konfliktem” było spłycaniem problemu. A podpisanie porozumień mińskich de facto zmusiło Ukraińców do siedzenia w okopach i odpierania kolejnych ataków okupantów.