Przydacz skomentował sprawę rosyjskiej rakiety Ch-55. „Warunki pogodowe były złe”

Przydacz skomentował sprawę rosyjskiej rakiety Ch-55. „Warunki pogodowe były złe”

Marcin Przydacz
Marcin Przydacz Źródło: Newspix.pl / Fatih Aktas
Marcin Przydacz tłumaczył, że po incydencie z rosyjskim pociskiem Ch-55 trzeba zweryfikować zarówno polskie, jak i natowskie procedury bezpieczeństwa. - Musimy mieć świadomość, że zupełnie inaczej procedury działają w sytuacji pokoju, a zupełnie inaczej w sytuacji wojennej - powiedział Przydacz na antenie Radia Zet.

Przypomnijmy: w połowie grudnia na terytorium Polski wleciał pocisk, który został wystrzelony z Białorusi.

Pocisk zdolny do przenoszenia ładunku nuklearnego

Jak wynika z ustaleń biegłych z Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych, był to rosyjski pocisk manewrujący typu powietrze-ziemia Ch-55, który jest zdolny do przenoszenia ładunku nuklearnego. Na szczęście, nie był uzbrojony.

Pocisk spadł w lesie obok Zamościa niedaleko Bydgoszczy, jednak jego szczątki zostały odnalezione przez przypadkową osobę dopiero pod koniec kwietnia.

Służby odnotowały wtargnięcie pocisku do Polski

Wojsko tłumaczyło, że w dniu wystrzelenia rakiety Rosja przeprowadziła kolejny zmasowany ostrzał Ukrainy. Radary odnotowały pojawienie się w naszej przestrzeni powietrznej obcego obiektu i uważnie śledziły go.

Straciły go jednak z oczu w pobliżu Bydgoszczy. Zarządzone później poszukiwania nie przyniosły skutku z uwagi na panujące wówczas śnieżyce.

Prezydent przedyskutuje kwestię incydentu

Na czwartek, 18 maja, prezydent Andrzej Duda zwołał naradę w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Oficjalnie ma być ona poświęcona szczytowi NATO, który odbędzie się w lipcu w Wilnie.

Wydaje się jednak oczywiste, że w trakcie rozmów zostanie również omówiona kwestia pocisku, który spadł pod Bydgoszczą. W spotkaniu wezmą bowiem udział m.in. szef MON Mariusz Błaszczak i gen. Tomasz Piotrowski, którzy wyjaśniali okoliczności tego incydentu.

„Nie wszystko zostało w odpowiedni sposób zaobserwowane”

W czwartkowy poranek szef Biura Polityki Międzynarodowej Kancelarii Prezydenta RP Marcin Przydacz pojawił się w audycji „Gość Radia Zet”, gdzie skomentował najnowsze ustalenia w tej sprawie.

– Warunki pogodowe, które panowały tego dnia były na tyle złe, że nie wszystko zostało w odpowiedni sposób zaobserwowane i zinterpretowane. Nie tylko przecież przez polski system, także przez systemy natowskie. Pamiętajmy, że mamy amerykańskie i brytyjskie wojska, a także niemieckie baterie rakiet Patriot na terenie Polski – podkreślił Przydacz.

„Są pewne procedury, które widocznie trzeba poprawić”

Tłumaczył, że pojawiła się potrzeba zweryfikowania dotychczasowych procedur bezpieczeństwa – zarówno na poziomie krajowym, jak i całego Sojuszu Północnoatlantyckiego – i zaadaptowania ich do nowych warunków, jakie stworzyła napaść Rosji na Ukrainę.

Dodał, że do prezydenta nie trafiły dotychczas żadne wnioski o dymisje – ani w rządzie, ani w dowództwie Wojska Polskiego.

– Sytuacja jest skomplikowana, powiedzmy to sobie wprost. Musimy mieć świadomość, że zupełnie inaczej procedury działają w sytuacji pokoju, a zupełnie inaczej w sytuacji wojennej (...) Jeżeli są jacykolwiek winni, to z całą pewnością będą pociągnięci do odpowiedzialności. Ale nie można zamykać oczu na to, że są pewne procedury, które widocznie w 100 proc. nie zadziałały. Trzeba je poprawić – uzupełnił Przydacz.

Czytaj też:
Rakieta pod Bydgoszczą. Szef BBN: Wiele niuansów. Sprawa jest absolutnie wyjątkowa
Czytaj też:
Andrzej Duda o rosyjskiej rakiecie. „Są problemy w procedurach”