Maciej Bednarski dołączył nie do Legionu Międzynarodowego, ale do 53. Brygady w regularnych siłach zbrojnych Ukrainy. – Nie mogłem z dnia na dzień rzucić pracy. Długo przygotowywałem i rodzinę, i dotychczasowego pracodawcę na ten wyjazd. Siebie zresztą też i trochę to musiało potrwać. A ponieważ ukraińskie prawo zezwala Polakom na służbę w Siłach Zbrojnych Ukrainy od roku, to właśnie ten wariant wybrałem – opowiadał Bednarski w rozmowie z „Wprost”.
– Trochę to trwało, ale się udało. Świadom jestem konsekwencji, jakie mogę ponieść w Polsce za walkę w regularnych siłach obcej armii. Ale w mojej opinii nazywanie zawodowych żołnierzy najemnikami jest po prostu obraźliwe – mówił. Bednarski miał za sobą służbę wojskową w Niebieskich Beretach, czyli gdańskich wojskach obrony wybrzeża. Z wojska odszedł w 1997 roku w stopniu starszego kaprala i stopień zachował także w ukraińskiej armii.
Nie żyje Maciej Bednarski
O śmierci Macieja Bednarskiego poinformowała dziennikarka „Wprost” Karolina Baca-Pogorzelska. „Odszedłeś dzień po tym, jak mi się przyśniłeś, wstałeś ze szpitalnego łóżka w tym kitlu, w jakim Cię widziałam ostatni raz, gdy pozwolili mi do Ciebie wejść, bez śladów wypadku i operacji i znalazłeś mnie na korytarzu. I powiedziałeś to swoje Karolyna, którym przedrzeźniałeś, sam wiesz, kogo. Nie usłyszę już tego nigdy. Nie zobaczę uśmiechu i karcącego wzroku, gdy mówiłam: no ne zdążyłam odpocząć. Nie będziesz się śmiał ze mnie w Czarnomorce, jak jem ostrygi. Nie pójdziemy na następny spacer po Sałtiwce” – pożegnała Bednarskiego.
Mężczyzna miał 49 lat.
"Uznałem, że muszę zrobić coś więcej"
Maciej Bednarski opowiadał w rozmowie z "Wprost", jak zaczęło się jego zaangażowanie w pomoc Ukraińcom. – Gdy wybuchła pełnoskalowa wojna i Rosja zaatakowała Ukrainę, na jednym ze statków, który do nas płynął, całą załogę stanowili Ukraińcy. Przyjmowałem ten statek, a oni pytali, czy możemy pomóc ewakuować ich rodziny. Byli głównie z Mariupola. Powiedziałem, że spróbuję i tak się zaczęło – mówił.
– Dzwoniłem do znajomych, którzy mieszkają blisko granicy i zaczęliśmy działać. Jakoś się udało. A potem był drugi taki statek, trzeci i kolejne, więc tak zaczęło się moje wsparcie dla Ukrainy. A potem uznałem, że muszę zrobić coś więcej, by w naszym kraju taki koszmar nigdy nie miał prawa się powtórzyć – opowiadał.
Czytaj też:
Kancelaria Zełenskiego przerywa milczenie po wypowiedzi Załużnego. „Bardzo dziwne”Czytaj też:
Kijów przekreśla swoje szanse? Gen. Skrzypczak dla „Wprost”: Zełenski musi zmienić strategię