Wielka woda w Polsce. Ekspert o niepokojącym trendzie: Nie tędy droga

Wielka woda w Polsce. Ekspert o niepokojącym trendzie: Nie tędy droga

Skutki powodzi w Głuchołazach
Skutki powodzi w Głuchołazach Źródło: PAP / Michał Meissner
– Polak mądry po szkodzie. Organizujemy się zazwyczaj jedynie w momencie, kiedy dochodzi do tragedii, a potem i tak o wszystkim zapominamy – mówi w rozmowie z „Wprost” dr Franciszek Krynojewski. Ekspert odnosząc się do sytuacji na południu Polski, przedstawia krótką instrukcję, jak przygotować się na sytuację kryzysową, a także krytykuje zjawisko tzw. turystyki powodziowej.

Magdalena Frindt, „Wprost”: Sytuacja w południowej części Polski jest dramatyczna. Widać zalane nieruchomości, ludzi ewakuowanych na pontonach, są informacje o kilku ofiarach śmiertelnych powodzi. Jak pan ocenia dotychczasowe działanie państwa w sytuacji kryzysowej?

Dr Franciszek Krynojewski, ekspert ds. obrony cywilnej i zarządzania kryzysowego: Państwo jest zorganizowane w taki sposób, że to na poziomie gminy realizuje się wszystkie czynności związane z zarządzaniem kryzysowym przy wystąpieniu takiej tragedii, z jaką mamy do czynienia obecnie. Na poziomie powiatu 60 proc. stanowi realizacja konkretnych działań, a 40 proc. to koordynacja. Z kolei na poziomie wojewódzkim ta proporcja się odwraca i można mówić o 60 proc. koordynacji, a 40 proc. to wykonywanie zadań. W skali kraju w grę wchodzi już sama koordynacja.

Ta koordynacja działa. Na Dolny Śląsk, z różnych rejonów Polski, tam gdzie niebezpieczeństwo nie występuje, są sprowadzane jednostki straży pożarnej, policji, czyli służb, które głównie odpowiadają za pomoc w walce z żywiołem.

Jestem jednak przerażony reakcją niektórych osób.

Co ma pan na myśli?

Informacje o konieczności ewakuacji z zagrożonych budynków nie na wszystkich robią wrażenie. Służby przyjeżdżają w konkretne miejsca z jednoznacznym komunikatem, a są ludzie, którzy odmawiają współpracy, bo chcą zostać w swoich domach. Po jakimś czasie przychodzi kolejna fala i ci sami ludzie błagają o ratunek. W takiej sytuacji służby po raz drugi jadą w to samo miejsce, ale już z narażeniem własnego życia.

Co więcej, zaangażowanie funkcjonariuszy w konkretnym punkcie w sposób oczywisty eliminuje ich z możliwości prowadzenia działań w innych regionach – być może tam, gdzie sytuacja jest jeszcze trudniejsza.

Często mówię: myślenie ma przyszłość. Jeśli pojawia się zagrożenie, to w pierwszej kolejności należy walczyć o zdrowie i życie, a nie rzeczy materialne. Jeszcze raz powtórzę: najważniejsze jest zdrowie i życie, bo jeśli to zostanie zaprzepaszczone, to majątek do niczego się nie przyda.

Mówi się o zjawisku tzw. turystyki powodziowej. Można zrozumieć osoby, które mieszkają w pobliżu zagrożonych nieruchomości i na własne oczy chcą sprawdzić, w jakim tempie podnosi się poziom wody. Ale trudno znaleźć słowa, żeby opisać działanie tych, którzy przyjeżdżają w okolice napieranych przez wodę wałów, żeby po prostu popatrzeć, zrobić zdjęcie, coś nagrać...

To jest bardzo przykre zjawisko, ale jednocześnie wpisuje się w dzisiejsze czasy, w gonitwę za tym, aby być w centrum wydarzeń, żeby jak najszybciej coś nagrać, a potem opublikować w sieci. Nie tędy droga. W momencie zagrożenia myśli powinny być ukierunkowane jedynie na pomoc, a od relacjonowania sytuacji są przedstawiciele mediów.

Po nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Ministrów Donald Tusk ogłosił, że została podjęta decyzja o wprowadzeniu stanu klęski żywiołowej.

Ta decyzja uruchomi m.in. możliwość finansowania ze środków państwowych wszystkich działań, które będą realizowane w związku z neutralizacją skutków przejścia powodzi, czyli nie tylko w chwili obecnej, ale również po opadnięciu wody.

Z niektórych zagrożeń ludzie mogą sobie początkowo nie zdawać sprawy. Woda zmywa różnego rodzaju nawozy z pól, nie omija przecież np. cmentarzy, co powoduje, że może być skażona. Na ten problem należy patrzeć w szerokiej perspektywie.

Nazywam to łańcuchem zagrożeń, czyli sytuacją, kiedy jedno zagrożenie wywołuje kolejne. W trakcie powodzi pojawia się problem braku wody do spożycia, nie ma energii elektrycznej, odłączone jest zasilanie gazem.

Tam, gdzie woda już opadła, widać olbrzymie zniszczenia – od podmycia budynków, aż do utopionych zwierząt. Gdy sytuacja się ustabilizuje, trzeba będzie natychmiast oczyścić zalane miejsca środkami chemicznymi, aby nie doszło do epidemii.

RCB apeluje, aby na zalanym terenie pić tylko wodę butelkowaną.

Trzeba pamiętać o zachowaniu wszelkich środków ostrożności, np. po opadnięciu wody, przydomowe studnie muszą zostać całkowicie wypompowane. Następnie trzeba przeprowadzić ich wapnowanie, potem ponownie wypompować całą zawartość, a dopiero później zgłosić się do sanepidu, który sprawdzi, czy woda jest zdatna do picia. Broń Boże, nie wolno pić wody ze studni bez wcześniejszego jej sprawdzenia.

Jak się przygotować na sytuację kryzysową? W tym przypadku kilka dni przed ulewami pojawiały się prognozy, z których wynikało, że sytuacja będzie trudna.

Najważniejsze jest to, żeby zabezpieczyć funkcjonowanie swojej rodziny na minimum trzy dni. Jak to zrobić? W momencie uzyskania pierwszej informacji o tym, że może być konieczna ewakuacja, należy zorganizować naradę rodzinną i rozdzielić konkretne zadania.

Ktoś powinien być odpowiedzialny za spakowanie wszystkich ważnych dokumentów, druga osoba za zatankowanie samochodu, bo przecież nie wiadomo, jak daleko trzeba będzie jechać, żeby znaleźć bezpieczne miejsce. Następni członkowie rodziny powinni przygotować zapas żywności, leków, ubrań na zmianę. Należy też obmyślić plan, w jaki sposób przetransportować zwierzęta. Każdy powinien mieć przydzielone konkretne zadanie, aby w realnej chwili zagrożenia ewakuacja została przeprowadzona w możliwie płynny sposób.

Służby zabezpieczają opuszczone budynki, aby szabrownicy ich nie splądrowali. Jednak z przykrością stwierdzam, że pojawiły się już osoby, które chciały wykorzystać nieszczęście innych, aby się wzbogacić. Strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej w Cisiu zostali okradzeni, a złodzieje wybili w ich samochodach szyby. Nie wiem, jakim trzeba być człowiekiem, żeby posunąć się do czegoś takiego. Mam nadzieję, że te osoby zostaną namierzone i ukarane.

To prawdziwy skandal.

Zwłaszcza, że służby robią wszystko, co jest w ich mocy. Pracują w naprawdę trudnych warunkach. Narażają siebie, żeby nieść innym pomoc. Nie patrzą na zegarek, tylko po prostu działają.

Wracając jednak do przygotowania do ewakuacji. Są grupy, które szczególnie potrzebują pomocy – dzieci, osoby starsze, osoby z niepełnosprawnościami.

W tym kontekście warto pamiętać, aby wyposażyć małe dzieci czy osoby chore w kartki, na których będą zapisane: imię i nazwisko, adres zamieszkania, dane opiekunów. Wszystko po to, aby można było w sprawnym tempie określić, kim są, jeżeli mają np. problemy komunikacyjne. Warto przygotować się do tego wcześniej, bo w panice zapomina się o tak ważnych elementach.

Przyznam szczerze, że jestem w pewnym stopniu zbulwersowany postępowaniem w zakresie ewakuacji szpitala w Nysie. Informacja o tym, że możliwe są podtopienia pojawiła się kilka dni temu. A część pacjentów została ewakuowana dopiero w nocy z niedzieli na poniedziałek, na pontonach. To na pewno był dodatkowy stres dla tych osób, a służby musiały działać w zdecydowanie gorszych warunkach, niż gdyby decyzja o ewakuacji została podjęta wcześniej. To było spóźnione działanie.

Tego typu sytuacje to też okazja, żeby porozmawiać o obronie cywilnej. Jakie mamy w tym kontekście uwarunkowania prawne?

Z przykrością stwierdzam i powiem to brutalnie: dzisiaj w Polsce nie ma obrony cywilnej. Rząd PiS w ustawie o obronie ojczyzny, w odróżnieniu od ustawy o powszechnym obowiązku obrony, de facto zapomniał o obronie cywilnej.

Faktem jest, że ta dziedzina jest przede wszystkim powiązana z sytuacjami wojennymi, ale nie tylko. Wiąże się również właśnie z rozwiązywaniem problemów dotyczących klęsk żywiołowych. Innymi słowy: dla mnie to, co dzieje się dzisiaj, to forma ćwiczenia dla formacji obrony cywilnej.

Co warto byłoby więc zrobić?

Obecnie są przygotowane dwa projekty. Rządowy projekt nosi nazwę „Ochrona ludności i obrona cywilna”. Wczytując się w ten dokument, można powiedzieć, że jest bardzo podobny albo wręcz stanowi kopię tego, który przygotował rząd PiS-u, tylko nie zdążył go uchwalić.

Drugi projekt to projekt obywatelski. Główna jego część dotyczy zarządzania kryzysowego i obrony cywilnej, ale dokument zakłada także powstanie urzędu zarządzania kryzysowego i obrony cywilnej. W zaproponowanej ustawie, którą wspieram, stricte znajdują się założenia, a ich realizacja miałaby być w zamyśle regulowana rozporządzeniami Rady Ministrów. Droga do zmiany rozporządzenia jest znacznie krótsza, niż korekta całej ustawy, a w sytuacji kryzysowej liczy się czas działania. W Polsce już 22 lata czekamy na konkretną ustawę o obronie cywilnej.

Być może tak trudna sytuacja, z jaką obecnie zmagamy się na południu kraju, będzie impulsem do tego, aby po raz kolejny ruszyła debata na ten temat.

Polak mądry po szkodzie. Organizujemy się zazwyczaj jedynie w momencie, kiedy dochodzi do tragedii, a potem i tak o wszystkim zapominamy. Nie potrafimy wyciągać wniosków, które mogą się przydać perspektywicznie. To jest polska przywara. Oby tym razem było inaczej.

Czytaj też:
Powódź przyniesie epidemię? Wojewoda zapowiedziała szczepienia
Czytaj też:
„Szabrownictwo, bandyterka”. Burmistrz Lądka Zdroju o szokujących zdarzeniach

Tekst powstał w ramach cyklu porannych rozmów „Wprost z rana”