Andrzej Duda pozwany. Doradca prezydenta: Sąd wpadł w pułapkę. To jest absurdalne

Andrzej Duda pozwany. Doradca prezydenta: Sąd wpadł w pułapkę. To jest absurdalne

Stanisław Żaryn
Stanisław Żaryn Źródło: Newspix.pl / Grzegorz Krzyzewski / Fotonews
– Dziwi, że sąd wpadł w pułapkę, która została zastawiona przez tę organizacyjkę i poszedł tym tropem – mówi dla „Wprost” Stanisław Żaryn, komentując ruch OMZRiK. Doradca prezydenta odnosi się także do wydarzenia, które zorganizował były prezydent Czech. Lista gości wywołała ostre reakcje.

Magdalena Frindt, „Wprost”: Izba Karna Sądu Najwyższego orzekła, że „przywrócenie ze stanu spoczynku i powołanie Dariusza Barskiego na prokuratora krajowego w 2022 r. miało wiążącą podstawę prawno-ustrojową i było prawnie skuteczne”. Z takim postawieniem sprawy nie zgadza się Adam Bodnar.

Stanisław Żaryn, doradca prezydenta Andrzeja Dudy, Prezes Fundacji Instytut Bezpieczeństwa Narodowego: Zmiany, których rząd Donalda Tuska dokonał w kadrowej obsadzie Prokuratury Krajowej, były wadliwe. To oczywiste. I tak to również od początku oceniał prezydent Andrzej Duda. Zamiast prowadzić działania zgodne z prawem i wystąpić o zgody prezydenta na zmiany w Prokuraturze Krajowej, nowa ekipa rządząca zastosowała trik: uznano prokuratora Barskiego za osobę, która została wadliwie obsadzona na stanowisku.

To od początku wyglądało jedynie jak fortel, a mówiąc wprost: kłamstwo sączone opinii publicznej, aby znaleźć rzekome „uzasadnienie” dla dokonania bezprawnych zmian kadrowych. Teraz trzeba to odkręcić.

Adam Bodnar napisał, że nie zejdzie z drogi przywracania obywatelom niezależnego sądownictwa i prokuratury. Minister sprawiedliwości podkreślał też, że „stanowisko trzech neosędziów nie jest uchwałą Sądu Najwyższego i nie jest wiążące”.

Z ostatniego orzeczenia Sądu Najwyższego wynika jednoznacznie, że przywrócenie Dariusza Barskiego do czynnego wykonywania funkcji prokuratora było zgodne z prawem. A zatem prokurator Barski nadal jest prokuratorem krajowym i powinien wykonywać swoją funkcję, bo nikt nie zwolnił go ze stanowiska.

Jedno orzeczenie – dwie interpretacje. Jak w tym chaosie mają odnaleźć się obywatele?

Niestety ten galimatias odbije się z czasem na osobach, które będą chciały rzetelnie dochodzić swoich praw w sądach i chcą funkcjonować w stabilnych prawnie warunkach. Ale tutaj odpowiedzialność spoczywa na rządzących, za sprawą których ten chaos powstał. Ekipa rządząca swoimi decyzjami legitymizuje rozdwojone podejście do ustroju, do instytucji państwowych. Bez zejścia z tej drogi nie będziemy w stanie zakończyć tego kryzysu.

Z kolei obecna władza wypomina PiS-owi, że zmienił Trybunał Konstytucyjny w „wydmuszkę”, a na znak tego, jak bardzo instytucja została zawłaszczona używa określenia „trybunał Julii Przyłębskiej”. Są dwa polityczne obozy – jeden uznaje pewne orzeczenia, drugi – twierdzi, że nie są wiążące.

Rządzący posługują się relatywizmem państwowym i ustrojowym. Wybiórczo uznają orzeczenia wydawane przez konkretne organy. Nie zgłaszają np. wątpliwości do orzeczenia Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, która stwierdziła, że wybory parlamentarne z 2023 r. są ważne, ale to nie przeszkadza im dezawuować innych jej decyzji. Izba ta jest dla rządu raz wiarygodna, a raz odbiera się jej legitymizację – wszystko zależy od rozstrzygnięcia.

Teraz mamy podobną sytuację. Prokuratura Krajowa była reprezentowana w czasie ogłaszania orzeczenia Izby Karnej Sądu Najwyższego z ostatniego tygodnia. Czyli PK manifestowała, że bierze udział w posiedzeniu właściwej Izby SN. A kiedy decyzja nie spodobała się rządzącym, to uznali, że nie ma mocy prawnej, bo podejmowali ją „neosędziowie”. Warto też przypomnieć wywiad z Dariuszem Kornelukiem z końca sierpnia, kiedy jednoznacznie stwierdził, że kwestia dotycząca zmian w Prokuraturze Krajowej zostanie ostatecznie rozstrzygnięta przez Sąd Najwyższy pod koniec września. Gdy pojawiło się orzeczenie, rządzący uznali, że jednak nie będą się do niego stosować.

A co z „resetem konstytucyjnym”? Konfederacja już jakiś czas temu zachęcała do rozmów na temat wprowadzenia poprawek do konstytucji, które miałyby naprawić sytuację prawną w najważniejszych organach sądownictwa, w tym SN.

Ta propozycja leży na stole, a prezydent od początku mówił, że wspiera pomysł prowadzenia rozmów w tym zakresie. Ale proponowany reset musi opierać się na poszanowaniu stanu faktycznego, poszanowaniu obowiązującego prawa.

Nie może być choćby tak, że zalegalizujemy jakiś bełkot publicystyczny w polskim ustroju, a sędziów podzielimy na neosędziów i paleosędziów. Nikt nie ma prawa rozgraniczać i dzielić sędziów na tych właściwych oraz tych wadliwych. W żadnym wypadku nie mogą być też podważane kompetencje prezydenta, a już przecież słyszymy, że rządzący chcą decydować, którzy sędziowie zostali powołani we właściwy – zgodny z ich warunkami – sposób, a którzy nie. Takie podejście jednoznacznie uderza w prerogatywy prezydenta, czyli zapisy konstytucji. Na to nie ma zgody.

To, co obecnie obserwujemy, to klincz prawny, z którego nie da się wyjść bez poważnej dyskusji. Niestety, po stronie rządzących nie widzę chęci rozwiązania kryzysu. A bez nich żadne dyskusje nie mają sensu.

Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych poinformował o pozwaniu prezydenta Andrzeja Dudy. „Andrzej Duda pełniący obowiązki Prezydenta RP znieważył miliony Polaków, określając ich świniami” – czytamy na portalu X (dawnym Twitterze – red.).

Prezydent na antenie jednej ze stacji telewizyjnych odnosił się do sformułowań użytych przez funkcjonariuszy Straży Granicznej, którzy byli poruszeni filmem „Zielona Granica” Agnieszki Holland. Ten film to paszkwil, który powtarza bezpodstawne oskarżenia pod adresem polskich funkcjonariuszy, że rzekomo mają zbrodnicze zapędy i de facto prowadzą przestępczą działalność wobec migrantów szturmujących granicę.

Andrzej Duda stwierdził, że rozumie funkcjonariuszy SG, którzy użyli określenia „tylko świnie siedzą w kinie” wobec osób, które zachwycały się filmem Agnieszki Holland. Prezydent wypowiedział słowa, które trzeba było powiedzieć w tamtej sytuacji, bo „Zielona Granica” to film niezwykle szkodliwy, który uderzał w polskich funkcjonariuszy, a oni poświęcali się, aby chronić bezpieczeństwo Polski.

Szczerze mówiąc, nie jestem też zaskoczony ruchem OMZRiK. Ta organizacja jest powiązana z człowiekiem, który ma na sumieniu działalność sprzeczną z prawem, obecnie ukrywa się przed wymiarem sprawiedliwości w Norwegii, twierdząc, że jest ofiarą politycznych represji w Polsce. Myślę, że takiej właśnie roli dla siebie szuka – awanturnika przekraczającego kolejne granice. Dziwi, że sąd wpadł w pułapkę, która została zastawiona przez tę organizacyjkę i poszedł tym tropem. To jest absurdalne.

Mówiąc o filmie „Zielona Granica”, nie można nie wspomnieć o obecnej sytuacji na granicy z Białorusią, która wciąż nie jest stabilna. Od 27 do 29 września odnotowano niemal 220 prób nielegalnego przedostania się do Polski.

Za koordynację operacji hybrydowej, która ma destabilizować naszą granicę z Białorusią, odpowiadają rosyjskie i białoruskie służby. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że intensywność prowadzonych działań będzie zależała od konkretnych decyzji politycznych, które są podejmowane głównie na Kremlu, bo to Moskwa jest politycznym mocodawcą tych działań.

Intensywność prowadzonych działań od dawna układa się w sinusoidę – są miesiące spokojniejsze, są też takie, kiedy napór cudzoziemców na polską granicę zwiększa się. Wciąż jesteśmy testowani. Dotychczas wiosna i lato to były te pory roku, kiedy liczba incydentów się zwiększała.

Z drugiej strony zimniejsze miesiące to czas, kiedy można spodziewać się zintensyfikowania działań propagandowych. Idzie zima, zaczynają się przymrozki, a w związku z tym Moskwa i Mińsk będą coraz częściej wykorzystywały w swoich przekazach zdjęcia marznących ludzi, kobiet, dzieci, które potrzebują natychmiastowej pomocy. Wszystko po to, aby wywrzeć presję na polskie społeczeństwo, a w konsekwencji rządzących, by oni odpuścili aktywne działania na granicy.

Rząd zdaje egzamin, jeśli chodzi o podejście do kryzysu migracyjnego?

Rządzący są w kompletnym rozchwianiu. Gdy przejęli władzę w kraju, byli przymuszeni okolicznościami, żeby kontynuować taktykę z czasów PiS w sprawie ochrony granicy, a przecież wcześniej zaciekle ją atakowali. Bezpodstawnie pokazywali rząd Prawa i Sprawiedliwości jako rząd zbrodniarzy, którzy prowadzą działania niemalże ludobójcze.

A dzisiaj? Mówią, że kontynuują nasze działania, przekonując, że sytuacja jest inna niż wcześniej. Mamy tu jednak dwie manipulacje – sytuacja się nie zmieniła, jest niebezpiecznie od 2021 r., a oni wcale nie kontynuują skutecznie naszych działań. Rząd miota się, jeśli chodzi o decyzje i sposób komunikowania, działa reaktywnie i akcyjnie. Nie ma pomysłu ani strategii.

Komunikacja też zawodzi. Kiedy polski żołnierz został zamordowany na granicy przez cudzoziemca, rząd wprowadził tzw. strefę buforową. Później politycy chwalili się, że dzięki tej decyzji znacząco zmniejszyła się liczba nielegalnych prób sforsowania polskich umocnień, a już po kilku tygodniach Władysław Kosiniak-Kamysz wziął udział w odprawie żołnierzy i mówił, że sytuacja jest poważna i robi się coraz gorzej. Nie widać tutaj konsekwencji.

W kontekście ostatnich aktywności Andrzeja Dudy głośno mówi się także o uroczystości zorganizowanej przez byłego prezydenta Czech, Milosza Zemana. Wśród gości oprócz prezydenta Polski byli obecni m.in. premierzy Węgier i Słowacji. „Andrzej Duda na balu z przyjaciółmi Putina to najlepsze podsumowanie tej prezydentury. Mimo że urodziny świętuje były prezydent Czech, to szampana otwierają na Kremlu” – napisał Dariusz Joński. Krytycznych komentarzy było więcej.

Politycy koalicji rządzącej bardzo chętnie wskazują innym, z którymi politykami można rozmawiać, wyciągają pochopne wnioski, formułują oskarżenia. Ale sami na przykład reagują bardzo nerwowo, gdy przypomina się spotkania Donalda Tuska z Władimirem Putinem i realne obszary współpracy między nimi.

W tym przypadku ani fakty ani zdjęcia o niczym nie świadczą, a zdjęcie Andrzeja Dudy z zagranicznymi politykami, którzy są krytykowani przez obecny rząd, ma być niemalże dowodem. Tylko pytanie: na co? To jest absurdalny poziom dyskusji.

Politycy Platformy Obywatelskiej przez lata próbowali budować sobie wizerunek osób, które znają się na dyplomacji, polityce zagranicznej i są w stanie na arenie międzynarodowej walczyć o polskie interesy. Tymczasem zgodnie z ich teoriami nie można rozmawiać z Donaldem Trumpem, dobre jest natomiast bezceremonialne krytykowanie Republikanów, czyli zrażanie do siebie połowy sceny politycznej naszego najważniejszego sojusznika. W tym samym czasie nie można spotykać się z wpływowymi politykami z Europy Zachodniej, bo to rzekomo działa na korzyść Putina. Absurd goni absurd.

Radosław Sikorski poinformował, że wizyta podczas wydarzenia z okazji urodzin byłego prezydenta Czech była konsultowana z MSZ, a resort miał odradzać pojawienie się Andrzeja Dudy na miejscu.

Andrzej Duda zna wielu liderów w Europie, a rolą polskich polityków jest również bywać w miejscach, gdzie w sposób kuluarowy można prowadzić rozmowy z różnymi wpływowymi partnerami – niekoniecznie z tymi, z którymi się we wszystkim zgadza.

Tego typu spotkania, jak u Milosza Zemana, są również okazją, aby realizować polskie interesy, żeby tłumaczyć polski punkt widzenia, żeby wytykać konkretnym politykom, że mylą się w różnych kwestiach. Prezydent Andrzej Duda nigdy nie przymyka oczu na działania, które uderzają w polskie interesy, ale z obrażania się i strzelania fochów nic dobrego jeszcze nie wyniknęło.

W niedawnym sondażu partia Andrzeja Dudy – która dzisiaj nie istnieje i nie wiadomo, czy zostanie założona w przyszłości – uzyskała ponad 9 proc. poparcia. Czy takie badania, w kontekście wizji zakończenia prezydentury, pomagają ustalić co dalej?

Andrzej Duda wielokrotnie podkreślał, że dwa razy uzyskał mandat prezydencki na pięcioletnią kadencję i będzie wypełniał swoje obowiązki do ostatniego dnia kadencji. Na tym prezydent się skupia.

Nie mam wiedzy, czy Andrzej Duda podjął jakiekolwiek decyzje co do tego, jaką rolę będzie chciał pełnić w polityce po swojej prezydenturze. Sondaż dotyczący potencjalnej partii prezydenta trzeba dzisiaj odbierać w kategoriach fantastyki politycznej.

Jednocześnie wyniki pokazują ogromny potencjał prezydenta, który jest dzisiaj jednym z najpopularniejszych polityków w kraju. Dobrze byłoby, żeby w przyszłości znalazł formułę aktywnego funkcjonowania w polskiej polityce, bo jest ewidentnie potrzebny.

Czytaj też:
Zakulisowa walka o przywództwo w PiS. „Może wygrać Czarnek”
Czytaj też:
Ta partia zyskała najwięcej w nowym sondażu. Jest już trzecią siłą

Tekst powstał w ramach cyklu porannych rozmów „Wprost z rana”