Pod koniec czerwca Platforma Obywatelska zaprezentowała grupę osób, które miały być odpowiedzialne za przeprowadzenie kampanii przed wyborami do parlamentu. Szefem sztabu wyborczego został Krzysztof Brejza, a wśród jego współpracowników znaleźli się m.in. Małgorzata Kidawa-Błońska, Bartosz Arłukowicz, Adam Szłapka czy Barbara Nowacka.
Z ustaleń „Gazety Wyborczej” wynika, że choć Krzysztof Brejza był oficjalnie szefem sztabu, nie miał on dużego wpływu na kampanię PO. Według dziennikarzy za jej kształt odpowiadali najbliżsi współpracownicy Grzegorza Schetyny. W gronie tym, jak pisze gazeta, znaleźli się Piotr Borys, Robert Tyszkiewicz i Mariusz Witczak. – Na oficjalnej liście sztabowców ich nazwisk nie ma. Ale są partyjnymi szychami – powiedział w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” jeden z uczestników kampanii. – Sztab Brejzy nigdy nie wystartował. Schetyna nie dał nam szansy. Nie mieliśmy przełożenia na biuro krajowe PO – dodał. Rozmówcy dziennika zaznaczyli, że początkowo szefem sztabu miał być Bartosz Arłukowicz, jednak lider PO obawiał się, że ten „za bardzo urośnie”.
„W powietrzu woń cygar”
Wspomniani wyżej politycy mieli się spotykać w gabinecie szefa PO w kamienicy przy Wiejskiej, gdzie PO ma biuro krajowe. Spotykają się piętro wyżej, u Schetyny. Kiedyś był tu gabinet Juliana Tuwima. Na 30 metrach kwadratowych dwie skórzane sofy, ława, biurko, stół do narad, wielki telewizor. W powietrzu woń cygar. Przewodniczący z wianuszkiem najbliższych ogląda mecze – opisuje „Gazeta Wyborcza”.
Jeden z rozmówców dziennika poskarżył się również na brak mocnego akcentu na koniec kampanii wyborczej, który zapadłby w pamięć wyborcom. – To pomogłoby zminimalizować straty, jakie ponieśliśmy po wystąpieniu Lecha Wałęsy na konwencji i ujawnieniu taśm Neumanna – wyjaśnił.