– Przed nami wybory prezydenckie. To historyczny moment, od którego będzie zależało, co z naszym krajem będzie dalej. To ostatnia szansa, by zatrzymać podział – mówiła Małgorzata Kidawa-Błońska. – To dla mnie wielkie wyzwanie. Ale wiem, co trzeba zrobić, żeby zatrzymać zło. Odpowiedzią na nienawiść i łamanie prawa nie może być to samo. Musimy być inni, lepsi, mądrzejsi – dodała.
Totalna opozycja
– Totalna opozycja teraz to nie jest dobre rozwiązanie – oceniła Małgorzata Kidawa-Błońska. Określenie „totalnej opozycji” było forsowane przez Grzegorza Schetynę od lutego 2016 roku. – Będziemy opozycją totalną, najtwardszą z możliwych. Będziemy w sposób totalny walczyć z totalną władzą – mówił wówczas na konwencji ówczesny przewodniczący PO Grzegorz Schetyna. Sformułowanie powracało często, a Telewizja Publiczna przyjęła je jako epitet stały na określenie przedstawicieli sił politycznych innych niż rządowe. PO z czasem usiłowała zamienić to hasło na „totalną propozycję” w trakcie jednej z konwencji.
„Mam dość walk kogutów”
Po czterech latach kandydatka PO na prezydenta zaproponowała inny punkt wyjścia. – Nie zgadzam się na symetryzm i na to, że część osób łasi się do władzy. Musimy być odważni, mówić prawdę, być wyraziści. Ja nie będę ani totalna, ani bojaźliwa. To prawda, chcę zmienić politykę tak, żeby Polacy patrzyli na nas bardziej życzliwym okiem, żeby rozumieli to, co my robimy. Mam dość walk kogutów i młodych panów, którzy ciągle zdenerwowani boją się o swoją przyszłość – mówiła Małgorzata Kidawa-Błońska. Stwierdziła, że trzeba znaleźć równowagę, do czego potrzebna jest siła, odwaga, odpowiedzialność, doświadczenie i „trochę kobiecego sprytu”.
Czytaj też:
Trzaskowski kpi z Hołowni. „Warto obejrzeć i zrozumieć własny spot, zanim się go puści do mediów”