– Nie wiem, dlaczego mielibyśmy wydłużać kadencję prezydenta właśnie o dwa lata. Wicepremier użył sformułowania, że wtedy powinno już być bezpiecznie. Skąd to wie? Czy wie z całą pewnością, że wtedy nie będzie epidemii, że nie staniemy przed innymi problemami? A może będzie powódź? A może będzie inna klęska żywiołowa? – pytał Hołownia na konferencji prasowej. – Nie ma co i po co kombinować ze zmianą konstytucji. Wystarczy oprzeć się na tej, która jest i która mówi, jak wygląda wprowadzanie stanu nadzwyczajnego – wzywał niezależny kandydat w wyborach prezydenckich.
Zmiana w konstytucji i przeniesienie wyborów o dwa lata?
Kilka dni temu w Prawie i Sprawiedliwości pojawił się pomysł, żeby z powodu epidemii koronawirusa wybory prezydenckie przeprowadzić w pełni korespondencyjnie. Jednak Porozumienie Jarosława Gowina zdecydowanie sprzeciwiło się takiemu rozwiązaniu, mimo ultimatum, które przed koalicjantem postawił prezes PiS. Jarosław Kaczyński miał zagrozić, że usunie Porozumienie z rządu, jeśli posłowie z partii Gowina nie poprą nowych zmian w prawie wyborczym.
Podczas piątkowej konferencji prasowej Jarosław Gowin powiedział, że „stajemy wobec wyboru życia i śmierci, wybory 10 maja nie mogą się odbyć”. – Zmiana terminu wyborów może się odbyć wyłącznie w zgodzie z konstytucją – dodał polityk cytowany przez Onet. Wicepremier zapowiedział jednocześnie, że składa projekt zmiany w konstytucji, która wydłuża kadencję prezydenta do siedmiu lat. Oznacza to, że Andrzej Duda przez jeszcze dwa lata sprawowałby urząd głowy państwa, ale po zakończeniu kadencji nie mógłby ponownie ubiegać się o fotel prezydenta.
Jednak samo Porozumienie nie może wnieść takiej propozycji, bo potrzebowałoby do tego 92 podpisów. Jeśli udałoby się go nawet złożyć, to taki projekt musiałoby poprzeć 2/3 posłów, czyli nie tylko partia rządząca, ale również część opozycji. Z obecnych deklaracji partii opozycyjnych wynika, ze projekt przynajmniej na razie nie ma szans na to, żeby był uchwalony.