Małgorzata Kidawa-Błońska opublikowała 29 marca list otwarty do wszystkich kandydatów na urząd głowy państwa podkreślając w nim, że w czasie walki z epidemią koronawirusa „organizowanie wyborów prezydenckich byłoby działaniem wręcz zbrodniczym”. „Nie wolno narażać życia ludzkiego – z tą zasadą powinien zgodzić się każdy” – dodawała. „W takiej sytuacji apeluję do wszystkich wyborców, aby nie uczestniczyli w wyborach 10 maja 2020 roku. Jeśli nie można inaczej, niech odpowiedzią na nieodpowiedzialność władzy będzie powszechny bojkot” – podkreśliła.
„To był błąd”
Jak podaje Onet, kandydatka nie ustaliła tej deklaracji z władzami PO, które były zdziwione jej wpisem. – Grozić bojkotem, to jedno. A wzywać do bojkotu, to drugie. Padło o kilka słów za dużo. To był błąd, że Kidawa złożyła taką deklarację – powiedział w rozmowie z portalem członek ścisłych władz PO. Chociaż mało kto w kierownictwie ugrupowania Borysa Budki wierzy w zwycięstwo Kidawy-Błońskiej, to i tak nie ma mowy o wycofaniu jej kandydatury.
Rozmówca Onetu zauważył, że zdaniem jego ugrupowania PiS może mieć problemy ze zorganizowaniem wyborów w maju. Jeśli zostaną one przełożone np. na następny rok, to prawdopodobnie będą mogli w nich wystartować tylko ci kandydaci, którzy są dzisiaj zarejestrowani. – Gdyby Kidawa się wycofała, to w tych przełożonych wyborach nie mielibyśmy kandydata. A na to sobie nie możemy pozwolić – dodał. Co więcej, Koalicja Obywatelska w przypadku wycofania swojej kandydatki miałaby mniejsze możliwości podważenia legalności wyborów przed sądami, ponieważ te inaczej traktują zwykłego wyborcę, a inaczej kandydata. – Gdyby się wycofała, to jej późniejsze protesty wyborcze nie miałyby takiego znaczenia – stwierdził informator Onetu z zarządu PO.
Kidawa-Błońska prawdopodobnie jeszcze w tym tygodniu wznowi swoją kampanię. W tym czasie Koalicja Obywatelska ma m.in. przedstawić swoje pomysły na łagodzenie obostrzeń wprowadzonych przez rząd.
Czytaj też:
Rząd zacznie odblokowywać handel za 8 dni? Minister Emilewicz stawia jeden warunek