Zbigniew R., mieszkaniec wsi Stare Budy w województwie mazowieckim, który groził kobiecie spaleniem jej domu za powieszenie plakatu Rafała Trzaskowskiego usłyszał dziś zarzuty. Policjanci z urzędu wszczęli wobec niego sprawę z artykułu 119 kodeksu karnego, dotyczącego gróźb z powodu przynależności politycznej. Do zdarzenia doszło 30 czerwca.
– Zarzuty dotyczą gróźb na tle politycznym, opisanych w artykule 119 Kodeksu karnego i zagrożonych karą do pięciu lat więzienia – powiedziała warszawskiej „Gazecie Wyborczej” prokurator Elżbieta Łukasiewicz z Prokuratury Okręgowej w Ostrołęce. Wobec oskarżonego, który złożył wyjaśnienia i przeprosił za swoje zachowanie został zastosowany dozór z obowiązkiem meldowania się dwa razy w tygodniu w komendzie w Wyszkowie połączony z zakazem zbliżania się do pokrzywdzonej na odległość nie mniejszą niż 30 metrów.
Nagranie gróźb mężczyzny
Z rozmowy, zarejestrowanej na nagraniu, wywnioskować można, że na bramie wjazdowej na posesję kobieta powiesiła plakat Rafała Trzaskowskiego, co nie spodobało się wyraźnie temu mężczyźnie. „Sku***, jeb*** Trzaskowski? U mnie? Na Starych Budach? Wypier*** do Warszawy” – mówi na nagraniu mężczyzna. „Proszę pana, to jest wolny kraj” – mówi kobieta. „Ale nie Trzaskowski. Nie złodziej pier***. Dzieci będziesz pedaliła? O tym mówię, że twoje dzieci będą pedały” – mówi dalej mężczyzna.
Na końcu nagrania kobieta próbuje podejść bliżej samochodu mężczyzny, aby nagrać tablicę rejestracyjną pojazdu. Wtedy ten zaczyna biec w jej stronę, a przestraszona kobieta wraca na swoje podwórko, prosząc innych o wezwanie policji. Mężczyzna w trakcie grozi jeszcze, że spali jej dom.
Agresywny mężczyzna przeprasza
Dzisiaj mężczyzna wyraził skruchę za swoje słowa. – Bardzo chciałem przeprosić właścicielkę działki, na której zerwałem billboard wyborczy pana Trzaskowskiego. Przepraszam pana Trzaskowskiego i jego wyborców. To była chwila emocji, nie wiem, co uderzyło mi do głowy – mówi na nagraniu wyemitowanym w „Faktach” TVN – To nie byłem ja. Byłem strasznie zdenerwowany. To był jedyny powód, dla którego tak postąpiłem. Jeszcze raz wszystkich przepraszam – dodał mieszkaniec Starych Bud.
Ofiara gróźb: Pojednaliśmy się
W sprawie oświadczenie wydała też Katarzyna Baumiller, ofiara gróźb agresywnego mężczyzny, która prosiła o opublikowanie go w całości. Kobieta podkreśla w nim, że jeszcze przed tym, zanim konflikt stał się publicznie znany, pojednała się ze swoim sąsiadem.
„Film wypłynął na szerokie wody internetu bez mojej zgody, zaczął żyć własnym życiem i spowodował falę hejtu, która jest równie straszna jak to, co zobaczyliście Państwo na filmie.Podobnie jak kandydat na prezydenta, którego wspieram, uważam, że jedyna dobra przyszłość naszego kraju, polskiego społeczeństwa, ale i naszej lokalnej społeczności leży w dialogu i szukaniu tego co nas łączy, a nie co dzieli. Wszyscy się różnimy - także co do poglądów i co do sposobu ich wyrażania. Niezależnie od tych różnic i niezależnie od miejsca, w którym mieszkamy - czy na północy czy południu, czy w dużym mieście czy na spokojnej wsi - musimy wspólnie znaleźć sposób na zgodne życie obok siebie.Przy dobrych chęciach można tego dokonać, można zobaczyć w sobie nawzajem po prostu ludzi. Bo wszyscy mamy jakieś słabości i wszyscy mamy jakieś marzenia. Ja i mój sąsiad już tego dokonaliśmy. Pojednaliśmy się, zanim nasz konflikt stał się publicznie znany.Otrzymałam przeprosiny i obietnicę dobrego sąsiedztwa, ja z kolei postanowiłam w czasie wakacyjnego pobytu nie przekonywać okolicznych mieszkańców do głosowania na mojego kandydata. Wierzę, że mój sąsiad też dostrzegł w nagranym przez moje dzieci filmie jakieś swoje zaskakujące oblicze i że opinia publiczna powstrzyma się od dalszych ataków skierowanych na niego, bo ponosi on wielkie koszty tej sytuacji.Zaufałam szczerości jego skruchy. Wierzę, że nasze upublicznione pojednanie może dać do myślenia stronom innych podobnych sporów, wierzę, że z każdej niezgody jest droga wyjścia. Bo Polskę mamy tylko jedną, wspólną”.
Kobieta opowiedziała TVN24 o spotkaniu z mężczyzną następnego dnia po incydencie i przeprosinach, jakie jej złożył. – Zostałam zapewniona, że to był wybryk. Nie miałam powodu, aby temu nie wierzyć, bo spotkałam na przeciwko siebie człowieka, słyszałam jego głos, widziałam jego emocje – powiedziała dziennikarzom, dodając, że mężczyzna w trakcie incydentu był „bardzo pijany” – Kiedy wytrzeźwiał i zobaczył ten film, podobno bardzo to przeżył. Podczas rozmowy był bardzo przejęty i zawstydzony. Usłyszałam, że nie wie, jak mógł to zrobić. Powiedział, że gdyby mógł cofnąć czas, to zrobiłby wszystko, aby to się nie wydarzyło – dodała.
Trzaskowski komentuje
Sprawę skomentował też Rafał Trzaskowski podczas konferencji prasowej w Łodzi. – To jest incydent bardzo bulwersujący. Rozmawiałem z panią, która padła ofiarą tego incydentu i bardzo mi imponuje jej postawa, dlatego, że pani postanowiła porozmawiać z tą osobą, która zrywała te plakaty – przyznał kandydat Koalicji Obywatelskiej na prezydenta.
Trzaskowski połączył incydent z materiałami TVP. – Ta osoba była niesłychanie wzbudzona. Wzbudzona kłamstwami telewizji publicznej. Ten człowiek przeprosił tę panią. Mówił, że rzeczywiście nerwy miał zszargane, prawdopodobnie oglądaniem tych wszystkich kłamstw i manipulacji. Oczywiście takie przestępstwa są ścigane z urzędu, ale jeżeli udałoby się zakończyć to na pojednaniu, jeżeli ta osoby by przeprosiła i rzeczywiście przyznała, że te groźby nie były poważne, to myślę, że byłby to bardzo dobry przykład dla nas wszystkich – dodał.
Czytaj też:
Usłyszał zarzut za krytykujące prezydenta napisy na aucie. Prokuratura podjęła decyzję w tej sprawie