Paryska policja cały czas poszukuje grupy 5 napastników, z których dwóch w poniedziałek około 2:30 nad ranem włamało się do luksusowego apartamentu KIm Kardashian West. Mężczyźni ubrani byli w kurtki udające policyjne mundury. Wykorzystując swoje przebranie nakłonili pracownika ochrony do wskazania im dokładnego miejsca pobytu celebrytki. Według informacji Reutersa, napastnicy wcześniej skuli kajdankami konsjerża. Gdy już znaleźli się w pokojach Kim, przyłożyli pistolet do jej głowy. Trzymając celebrytkę na muszce, pakowali do toreb kosztowności warte nawet kilkanaście milionów euro. Później związali swoją ofiarę i zamknęli ją w łazience. Uciekli na rowerach. Jak przekazał rzecznik gwiazdy, jest ona "bardzo wstrząśnięta, ale wyszła bez szwanku".
"Wyjątkowo rzadki incydent"
– To, co się stało, jest bardzo przykre i sprawcy włamania muszą zostać surowo ukarani – oświadczył minister spraw zagranicznych Francji Jean-Marc Ayrault na antenie TV5 Monde. – Jesteśmy w pełni gotowi do zapewnienia bezpieczeństwa obywatelom Francji, jak również wszystkim tym, którzy odwiedzają nasz kraj, a w szczególności turystom – dodawał.
Wtórowała mu burmistrz Paryża Anne Hidalgo. Wyraziła przekonanie, że policja szybko zidentyfikuje oraz doprowadzi do aresztowania podejrzanych. Przyznała, że tego typu incydenty zdarzają się "wyjątkowo rzadko". – Zdarzenie w żadnym razie nie podważa pracy policji oraz służb bezpieczeństwa w naszym regionie – podkreślała. Dodała, że Kim Kardashian zawsze będzie mile widziana w Paryżu.
Przerwany koncert
35-letnia gwiazda reality show "Z kamerą u Kardashianów" przyjechała do stolicy Francji na Paris Fashion Week wraz z matką - Kris Jenner i siostrą - Kendall Jenner. W tym czasie jej mąż, Kanye West występował w Nowym Jorku. Raper zdecydował się przerwać koncert, gdy dotarły do niego informacje na temat zdarzenia z udziałem Kim Kardashian. Fanom wyjaśnił, że powodem są "nagłe problemy rodzinne".