Bożena G. została przyjęta na oddział geriatryczny brukselskiego szpitala Brugmann w sobotę z podejrzeniem udaru. Dzień później zaginęła, o czym placówka powiadomiła policję, ale nie rodzinę pacjentki. O sprawie bliscy 82-latki dowiedzieli się przypadkiem, gdy chcieli ją odwiedzić.
Kobieta została odnaleziona we wtorek 2 maja nad ranem przez lekarza pogotowia. Okazało się, że przez półtorej doby przebywała cały czas na terenie szpitala, zamknięta na schodach ewakuacyjnych. – Nie wiem jak ochrona, która miała przeszukać szpital, mogła popełnić taki błąd – mówił w rozmowie z RMF FM szef geriatrii szpitala Brugmann Luis De Morais.
W całej sprawie bulwersujący jest fakt, że o zaginięciu chorej na demencją kobiety nie poinformowano rodziny. Po tym, jak bliscy 82-latki nie znaleźli jej na oddziale, udali się na policję. Funkcjonariusze rozesłali listy do szpitali, na komisariaty i do środków transportu publicznego. Nie powiadomiono jednak konsulatu RP, gdy uznano, że "nie jest to zaginięcie niepokojące".
Gdy kobieta się w końcu odnalazła, personel placówki usiłował zrzucić z siebie odpowiedzialność. – Początkowo jedna z pielęgniarek próbowała nam wmówić, że babcia sama zgłosiła się na pogotowie. Wiemy jednak, że przy jej demencji jest to całkowicie niemożliwe – mówiła w rozowie z RMF FM wnuczka kobiety. Inną wersję bliskim przekazał szef oddziału geriatrii, który przyznał, że pacjentka została znaleziona na schodach szpitala.