Polacy pracujący w Saint-Etienne-des-Oullieres koło Lyonu zarzucają swoim pracodawcom nieludzkie warunki pracy i doprowadzenie do śmierci mężczyzny z Grudziądza, który w upalny dzień zasłabł w winnicy. Największe pretensje mają do ojca właściciela, który nie pozwalał im zadzwonić na pogotowie. – Wziął ten telefon i po prostu go wyłączył. Rozłączył połączenie dwa razy. Człowiek umierał, był już nieprzytomny, a on krzyczał do nas: „Pracować! Pracować!”. Krzyczał po polsku, bo nauczył się tego słowa w naszym języku – opowiadają Polacy. Właściciel winnicy tłumaczy z kolei, że jego ojciec jest w podeszłym wieku, nie potrafi używać telefonu i nie rozumiał robotników.
Polacy przyznają, że starszy mężczyzna mógł nie rozumieć powagi sytuacji. – On ma problemy ze słuchem, a do tego pewnie nie rozumiał, co do niego mówiono. Sami jesteśmy wstrząśnięci śmiercią Polaka. Lekarz z pogotowia ratunkowego powiedział nam jednak, że chodziło o osobę, która miała cukrzycę i problemy z sercem - a więc ten człowiek nie powinien w ogóle pracować w słonecznym żarze przy winobraniu. My o tym nie wiedzieliśmy. Mój mąż widział już wcześniej, innego dnia, że ten mężczyzna źle się czuł. Zaproponował mu, by poszedł odpocząć, ale Polak nie chciał – wyjaśniała z kolei żona właściciela.
Inne zarzuty polskich pracowników dotyczą braku wody pitnej w winnicy oraz skandalicznych warunków zakwaterowania. Sprawa nie jest prosta, ponieważ inna grupa Polaków pracująca w tym samym miejscu broni właścicieli. Pełny reportaż z Saint-Etienne-des-Oullieres opublikowano na stronie portalu rmf24.pl.