Galeria:
Monika Miller, wnuczka Leszka Millera
W wywiadzie udzielonym Wirtualnej Polsce przez Leszka Millera i jego wnuczkę Monikę dominowały tematy osobiste. Ewentualne wyjątki były tylko luźno związane z polityką. Były premier odniósł się m.in. do kwestii trudnej sytuacji lewicy na polskiej scenie politycznej i dominacji PiS. Jego zdaniem milion wyborców o lewicowych poglądach nigdzie z Polski nie wyjechał, a wszystkie wielkie partie w końcu w naszym kraju się rozpadały. – Gdyby coś się stało w sondażach, np. PiS zacznie tracić, to natychmiast ujawnią się Brutusi, którzy po cichutku zaczną ostrzyć sztylety, czekając na dogodną sytuację – stwierdził.
„Nienawidziłam szkoły”
Jednym z najważniejszych wątków tego podwójnego wywiadu było trudne dzieciństwo Moniki, wynikające z negatywnego nastawienia sporej części Polaków do jej wysoko postawionego dziadka. – Niedawno się dowiedziałem, że moja wnuczka miała przeze mnie kłopoty jako dziecko. Przeczytałem, że była przedmiotem szykan i to nie tylko ze strony rówieśników, bo dzieci potrafią być okrutne dla siebie, ale także ze strony nauczycieli – powiedział. jego słowa znalazły potwierdzenie. – To był duży problem i właściwie tylko to pamiętam z tego okresu. Nienawidziłam chodzić przez to do szkoły. Bardzo często udawałam, że jestem chora – przyznała Monika.
Miller: Osobiście poderżnę panu gardło
Leszek Miller przypomniał, że spokoju nie dawały mu wówczas tabloidy. – Jeden z nich zamieścił jej zdjęcie w tej szkole jako dziecka i podał adres szkoły, wszystkie namiary. Wtedy poprosiłem o numer do redaktora naczelnego tego dziennika i powiedziałem mu w bezpośredniej rozmowie, że nie jestem w stanie zapewnić mojej wnuczce ochrony. – Więc jeżeli mojej wnuczce coś się stanie to osobiście panu poderżnę gardło – wspominał swoje słowa polityk.
Tatuaże
W tego typu wywiadzie nie mogło obejść się bez pytania o charakterystyczne tatuaże Moniki. – Uważam, że akurat w przypadku Moniki te tatuaże nie rażą, chociaż nie zachęcam, żeby robiła sobie następne – przyznał Leszek Miller. – Za każdym razem, kiedy robiłam sobie tatuaż, czułam się bardziej sobą. Teraz nawet zapominam, że ja mam te tatuaże. Mój ulubiony to ten z imieniem mojego pieska, takie serce – przekazała wnuczka premiera.
„Żelazny kanclerz z yorkami”
Kiedy temat zszedł na pieski, były premier przyznał, że ma dwa małe yorki. Zaskoczony dziennikarz spytał, jak to się ma do wizerunku „Żelaznego Kanclerza”? – Nie uważam, że jedno stoi w sprzeczności z drugim – odparł Miller. – Wiem pan, że to nie przypadek, że podobno tacy mężczyźni, którzy sobie w życiu nie dają rady, albo są tacy właśnie w środku rozdygotani, to oni chcą mieć jak największe psy i jak najdroższe samochody – dodał po chwili.
Miller: Władza to afrodyzjak
Były premier zdradził, że swego czasu miał ogromne powodzenie u płci przeciwnej. – Jest taka teza, że największym afrodyzjakiem dla mężczyzny jest władza. Coś w tym jest oczywiście. Dostawałem mnóstwo listów od rozmaitych pań. Niektóre pisały wręcz, że są moimi żonami tylko ja o tym nie wiem. Musiałem się od tego wszystkiego jakoś odganiać – mówił ze śmiechem. Wnuczka Monika potwierdziła, że i ona otrzymuje czasem listy z przesłaniem do dziadka. – Wstawiła w zeszłym tygodniu jakieś zdjęcie z dziadkiem i tłum różnych pań na Instagramie zaczął wypisywać: „Mężczyzna mojego życia, ideał faceta” i w ogóle – śmiała się.