W 2006 roku w parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Toruniu miał miejsce ślub, który przez gapiostwo proboszcza nie doprowadził do zawarcia małżeństwa. Wszystko przez to, że duchowny zapomniał zanieść stosowne dokumenty do Urzędu Stanu Cywilnego. Bez tego związek małżeński w świetle prawa nie może zostać zawarty. Choć para nie zauważyła tego przez wiele lat, skutki tamtego błędu w końcu ujawniły się i poważnie uprzykrzyły życie kobiecie.
Poszkodowaną w tej sytuacji okazała się Polka, która w Toruniu brała ślub z Włochem. Para często podróżowała, dzieląc swoje życie na oba te kraje. W ten sposób, kiedy mężczyzna umarł, wdowie przysługiwała w Polsce renta w wysokości 60 proc. emerytury zmarłego. W przeliczeniu na złotówki było to ponad dwa tys. złotych. Przy sprawie o nabycie spadku wyszło jednak na jaw, że dokumenty potwierdzające małżeństwo nigdy nie pojawiły się w USC, a więc zarówno spadek, jak i prawo do renty straciły podstawę prawną.
Kobieta nie dała za wygraną i poszła ze swoim problemem do sądu. Od parafii, której proboszcz nie dopełnił obowiązków, domagała się 400 tys. złotych odszkodowania za utracony spadek i rentę oraz 50 tys. złotych zadośćuczynienia za straty moralne (życie w grzechu, bez ślubu). Sąd ostatecznie przyznał jej odszkodowanie w wysokości 115 tys. złotych, rezygnując z zadośćuczynienia. Ocenił, że małżeństwo było ważne według prawa kościelnego, co miało podważyć argumentację o „życiu w grzechu”.
Czytaj też:
Dolny Śląsk. Ksiądz zabronił strażakom udziału w pogrzebie kolegi