Kiedy media ogłosiły, że 23-miesięczny Alfie Evans zaczął oddychać po odłączeniu od aparatury podtrzymującej życie, przez media społecznościowe na całym świecie przetoczyła się fala oburzenia. Internauci założyli, że lekarze popełnili błąd i źle ocenili szanse na przeżycie chłopca. W świetle możliwego przetransportowania dziecka do Włoch i dalszych prób ratowania jego życia, pojawiły się postulaty mówiące o ponownym podłączeniu go do sprzętu medycznego.
Lekarze tonują jednak emocje i tłumaczą, że oddychający Alfie Evans nie jest dla nich czymś niezwykłym i na pewno nie oznacza, że jego stan został oceniony niewłaściwie. Przypominają, że chłopiec z powodu wyniszczającej choroby jest obecnie w stanie częściowej wegetacji. Lekarze i sędziowie ocenili, że podejmowanie dalszych prób leczenia „nie leży w najlepszym interesie dziecka”. Zwracają w ten sposób na cierpienie, którego Alfie może doświadczać i brak nadziei na jakąkolwiek trwałą poprawę jego stanu. Dodają, że decyzje o zaprzestaniu leczenia nigdy nie są podejmowane lekko, bez wcześniejszych ekspertyz i konsultacji z rodziną.
Viner: Dużo podobnych spraw nie trafia na nagłówki
– Decyzje o zaprzestaniu leczenia dziecka są niestety podejmowane często – zwracał uwagę Russell Viner, szef Royal College of Paediatrics and Child Health. – Modelowo lekarze pracują blisko z rodzicami, by wypracować najlepsze rozwiązanie dla dziecka. W większości przypadków dochodzi do zgodnej decyzji o zaprzestaniu leczenia. Te sprawy, w których nie ma porozumienia, trafiają właśnie na nagłówki w mediach – dodawał.
Wilkinson: Lekarze się nie pomylili
Dominic Wilkinson – konsultant w sprawach neonatologii z John Radcliffe Hospital oraz dyrektor etyki medycznej w Oxford Uehiro Centre for Practical Ethics na Uniwersytecie Oxfordzkim – wyjaśniał kwestie związane z oddechem Alfiego. – To wcale nie oznacza, że lekarze się mylili, i że powinno się przywrócić system wspierania oddechu – zapewniał. – Powód, dla którego zatrzymano respirator, jest prosty – poważny stan dziecka jest nieuleczalny i już się nie poprawi – tłumaczył. – Maszyneria używana do utrzymywania Alfiego przy życiu może wywoływać dyskomfort, a nawet ból u dziecka. Biorąc pod uwagę stan Alfiego, lekarze chcieli zapewnić mu opiekę paliatywną, skupiając się na jego wygodzie i zapewnieniu, by pozostały mu czas był dla niego najlepszy, jak to tylko możliwe – dodawał.
Vilkinson: Opieka paliatywna to nie eutanazja
– Kiedy zapewniam opiekę paliatywną dziecku, rozmawiam z rodzinami o niepewności. Po zatrzymaniu respiratora czasami dzieci odchodzą bardzo szybko. Czasami zostają z nami jeszcze przez minuty, godziny, a nawet dni. Zdarza się, że po odłączeniu maszyny okazuje się, że nie była ona potrzebna i dziecko żyje jeszcze przez dłuższy czas. Kiedy to następuje, nie jest to powód do strachu albo żalu, tylko okazja do celebrowania – do spędzenia większej ilości czasu z dzieckiem bez sprzętu, kabli i interwencji lekarzy – wyjaśniał. – Zapewnienie opieki paliatywnej to nie eutanazja. To „intensywna opieka” w miejsce intensywnej opieki medycznej. To nie kończy życia dziecka. Raczej wspiera dziecko i jego rodzinę przez ten czas, kiedy pozostaje ono z nami – zakończył.