Amerykańskie media informujące o sprawie podkreślają, że dysponują jedynie wstępnymi informacjami na temat wydarzeń, które rozegrały się w piątek 10 sierpnia wieczorem. Wiadomo jedynie, że 29-letni mechanik bez niczyjej zgody wsiadł do jednego z samolotów znajdujących się na terenie lotniska w Seattle, uruchomił maszynę i odleciał bez zgody z wieży kontroli lotów. Kilka minut później z bazy lotniczej w Portland wyleciały dwa myśliwce F-15, które miały opanować sytuację i zapobiec ewentualnemu samobójczemu atakowi terrorystycznemu.
Mechanik pilotował Bombardiera Q400, należącego do firmy Horizon Air. To duża maszyna, mogąca pomieścić na swoim pokładzie 76 pasażerów. Świadkowie opowiadają, że samolot ten wykonywał niebezpieczne manewry. Lokalna policja nie jest pewna, czy był to wynik nieumiejętności, czy popisy akrobatyczne. Kontrolerom z wieży lotów udało się skontaktować ze złodziejem. Według agencji AP miał im odpowiedzieć, że jest „jedynie załamanym facetem”. Na tej podstawie przypuszcza się, że ostateczna katastrofa pilotowanego przez niego samolotu mogła nie być wypadkiem, a aktem samobójczym.
Czytaj też:
Katastrofa samolotu na Alasce. RMF FM: Ciała Polaków nie będą wydobywane z wraku