Wersja mediatora mocno różniła się od tej przedstawianej od wczoraj w mediach. Marek M. stwierdził w rozmowie z TVP Info, że porwana kobieta i dziecko wsiadły do samochodu dobrowolnie. – Matka nie została wciągnięta do samochodu, sprawcy nie mieli żadnych kominiarek. (…) Sytuacja została nagrana przez jednego z kierowców autobusu miejskiego – podkreślał. – Mamy nagranie, gdzie matka normalnie rozmawia, przekazuje informacje, że udają się teraz do domu do Niemiec, tak przynajmniej wywnioskowaliśmy z jej wypowiedzi – mówił dalej. – Pan Czarek nigdy, przenigdy, nie stosował przemocy psychicznej ani fizycznej na matce dzieci. Jest to historia zmyślona przez babcię dziecka – dodawał.
Tymczasem relacjonujący całą sprawę Mariusz Ciarka z Komendy Głównej Policji powtórzył informacje o kominiarkach i użyciu siły. – Byliśmy bardzo ostrożni w tej sytuacji. Otrzymaliśmy informację o bardzo poważnym przestępstwie, bo to było porwanie w kominiarkach i wciągnięcie do samochodu kobiety z dzieckiem – podkreślał rzecznik. – Polska policja kolejny raz zdała egzamin. Zarówno 25-letnia pani Natalia, jak i jej córka Amelia są zdrowe. Obecnie przebywają na komendzie w Ostrołęce, gdzie policja zapewniła im posiłek. Amelka jest zadowolona, zamówiła sobie do jedzenia, to co lubi. Wszystko z nią w porządku, korzysta z niebieskiego pokoju, w którym rysuje sobie na kartce – mówił dziennikarzom.
Ciarka w piątek 8 marca dodał, że policja nie współpracowała z Markiem M. W rozmowie z dziennikarzem "Wyborczej" zdecydowanie podkreślał, że Marek M. nie był nigdy policjantem, nie był również mediatorem ani negocjatorem policyjnym. - Nie wykonywał dla nas żadnych usług czy czynności - zapewniał.
Czytaj też:
Szokujące ustalenia policji ws. porwania Amelki i jej matki. „To historia wymyślona przez babcię”