Opisywane zdarzenie miało miejsce w sobotę 23 marca we wsi Biery koło Bielska Białej. Dwuletni chłopiec, który na placu zabaw przebywał z mamą, w pewnym momencie zaczął skarżyć się na ból ud i pośladków. Rodzice zabrali go do szpitala, gdzie lekarze zauważyli stwierdzili poparzenia pierwszego i drugiego stopnia, wywołane niezidentyfikowaną substancją chemiczną.
Medycy podkreślają, że chłopiec miał w tej sytuacji dużo szczęścia. Przed poważniejszymi obrażeniami ochroniły go grube spodnie. – Gdyby to był bezpośrednio naskórek, a dziecko nie miałoby grubego ubrania, to wymagałoby hospitalizacji i długotrwałego leczenia, z możliwością przeszczepów skórnych włącznie. Poparzenia chemiczne są niebezpieczne – wyjaśniał w rozmowie z TVN24 Katowice dyrektor Szpitala Pediatrycznego w Bielsku-Białej Ryszard Odrzywołek.
Rzeczniczka policji w Bielsku-Białej potwierdziła, że ślady żrącej substancji zostały już zabezpieczone do dalszych badań. Elwira Jurasz ujawniła jedynie, że jest to substancja pochodzenia kwasowego. Przedmiotowy plac zabaw został zamknięty do odwołania. Śledczy z Bielska-Białej rozpoczęli śledztwo związane z narażeniem dziecka na utratę zdrowia. Proszą o pomoc każdego, kto mógł być świadkiem podejrzanego zachowania w tej okolicy.
Czytaj też:
Gniezno. Uczniowie oskarżeni o seksizm.„Krytyka zwykłej szkolnej zabawy to absurd”