Krótka historia polskiego street foodu
Artykuł sponsorowany

Krótka historia polskiego street foodu

Bobby Burger
Bobby Burger Źródło: Materiały prasowe
Termin „street food” zyskał u nas popularność zaledwie kilka lat temu. Ale zjawisko, jakie się za nim kryje – czyli wszelkiej maści kuchnia uliczna – wcale nie jest w Polsce czymś nowym.

Współczesny street food to profesjonalnie wyposażone mobilne food trucki, prowadzone przez pełnych energii i kulinarnej pasji młodych ludzi, setki niewielkich, przytulnych lokali, specjalizujących się w kuchniach z różnych zakątków świata, i imponujące rozmachem kulinarne festiwale. Dawniej wszystko wyglądało trochę inaczej. Na jakie przysmaki „na mieście” mogli liczyć nasi dziadkowie i pradziadkowie? Co było ulubioną uliczną przekąską w PRL-u? Kiedy nowoczesny street food zawitał nad Wisłę? Zapraszamy do lektury.

Street food w przedwojennej Polsce

Chociaż w dwudziestoleciu międzywojennym o street foodzie nikt jeszcze nie słyszał, sprzedawanie rozmaitych przysmaków wprost z ulicy było wówczas czymś całkowicie normalnym. Prowizoryczne stoiska i stragany z jedzeniem rozkwitały wszędzie tam, gdzie pojawiały się większe skupiska ludzi – przy głównych ulicach, na targach i jarmarkach. Ta mała, ulotna kulinarna architektura niewiele miała wspólnego z obecnymi modnymi knajpkami. Ot, parę desek i dwa koziołki, otoczony koszami i garnkami z jedzeniem stołek czy rozstawione na wózku naczynia. Aby uchronić potrawy przed wystygnięciem, sagany otulano szmatami i gałganami. Czystością misek, talerzy i drewnianych łyżek nikt specjalnie się nie przejmował. Można nawet powiedzieć, że „zmywanie” brali na siebie klienci – zastawę po prostu wylizywano do czysta. Działalność tego rodzaju zazwyczaj prowadziły niezamożne kobiety ze smykałką do interesów. Zasady były dość surowe: żadnego targowania, żadnych rabatów, tylko płatność z góry i każdy dostaje tyle, na ile go stać. W menu barszcz z ziemniakami, flaczki, kasze, kiełbasy, podroby, kaszanka i bób. Do picia zaś kawa i herbata.

Zapiekanki i kurczaki z rożna

W epoce PRL-u narodził się jedyny w swoim rodzaju, unikalny w skali światowej polski fast food. Mowa oczywiście o zapiekankach. Pojawienie się zapiekanek w latach 70. to pośrednio zasługa Edwarda Gierka. To właśnie ówczesny I sekretarza KC PZPR sprowadził do Polski bagietki. Edward Gierek zachwycił się smakiem i praktycznością bagietek podczas pobytu we Francji i Belgii i postanowił zakupić licencję na wypiekanie tego rodzaju pieczywa. Oferujące gorące zapiekanki punkty zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu. Zaadoptowane naprędce do potrzeb gastronomicznych przyczepy kempingowe i różnego rodzaju blaszane budki stały przy każdym dworcu, rynku lub trasie szybkiego ruchu. Chrupiące zapiekanki z pieczarkowo-cebulowym farszem, okraszone serem i polane keczupem i/lub majonezem pokochały miliony Polaków. Z dzisiejszej perspektywy specjałom tym można by wiele zarzucić, ale w tamtym okresie lepszego, smaczniejszego i tańszego street foodu po prostu nie było.

Uliczne jedzenie w PRL-u to oprócz zapiekanek także kurczaki z rożna. Kurczaki smaży się i piecze na całym świecie, trudno więc powiedzieć, aby było to danie stricte polskie. Jednak popularność, jaką zdobył u nas ten przysmak, koniecznie trzeba odnotować jako jeden z najważniejszych fenomenów polskiej kuchni ulicznej lat 80.

Lata 90, czyli nadchodzi nowe…

Transformacja ustrojowa i budowa wolnego rynku zrewolucjonizowały polską scenę gastronomiczną. Swoje lokale otwierają wielkie międzynarodowe sieci. Jedna po drugiej pojawiają się pizzerię. Emigranci z Dalekiego Wschodu, głównie Wietnamu, zaczynają serwować tzw. „chińszczyznę”, a przybysze z krajów arabskich wprowadzają na ulice polskich miast kebaby. Był to czas, kiedy każdy chciał mieć jakiś swój własny biznes, a branża gastronomiczna wydawała się idealną przestrzenią do realizacji tych planów. Ta nagła eksplozja przedsiębiorczości i zainteresowania „sztuką kulinarną” zaowocowała powstaniem setek miejsc, których właściciele nie mieli ani odpowiedniej wiedzy, ani umiejętności i doświadczenia, aby prowadzić lokale na odpowiednim poziomie. Uliczne jedzenie stało się, lepszym lub gorszym, mariażem wszystkich stylów kulinarnych: pizza obok kebab, zapiekanki obok amerykańskich burgerów itp.

Epoka food trucków i lokalnych sieci

Food trucki zawitały do Polski w 2010. Jednym z pionierów sprzedawania jedzenia ze specjalnie przerobionych furgonetek była marka Bobby Burger. Bobby Burgera powołało do życia dwóch zafascynowanych amerykańską kulturą miejską znajomych. W 2012 roku na warszawskie ulice wyjechała charakterystyczna szara furgonetka z jakże łatwo rozpoznawalnym logo BB. Pojazd pojawiał się wszędzie tam, gdzie działo się coś ciekawego. Zaproponowane przez Bobby Burgera potrawy miały być opozycją dla niezdrowych fast foodów i wprowadzić do stolicy prawdziwy smak amerykańskich burgerów. Idea ta spotkała się z ogromnie ciepłym przyjęciem i zaledwie po roku działalności ekipie BB udało się otworzyć pierwszy lokal stacjonarny. Obecnie Bobby Burger to jedna z najciekawszych i największych rodzimych sieci z amerykańską kuchnią. Utrzymane w street foodowym klimacie lokale Bobby Burgera znajdziemy m.in. w Gdańsku, Łodzi, Katowicach i Rzeszowie.

Źródło: pizzaportal.pl