Kristina Koedderich i Drew Wasilewski zdecydowali się pozwać klinikę, w której w 2012 roku poddali się procedurze zapłodnienia in vitro. W 2013 roku urodziła się dziewczynka i chociaż ich przyjaciele żartowali wtedy, że wygląda jak Azjatka, wszyscy byli przekonani, że dziecko po prostu wygląda inaczej tuż po urodzeniu.
Jednak, gdy córka miała około dwóch lat, matka zauważyła, że rysy twarzy dziewczynki są zupełnie inne niż jej męża. „Ona nie wygląda jak Drew” – wspomniała Koedderich w wywiadzie z CNN. Nieznajomi zaczęli pytać się, czy dziecko jest adoptowane. Test DNA, który przeprowadzili w 2015 roku potwierdził, że ich córka jest spokrewniona tylko z Koedderich. Wasilewski przyznaje, że prawda była dla niego bardzo trudna do przyjęcia.
Z wynikami badań para zgłosiła się do kliniki in vitro, w której był przeprowadzony zabieg. Członkowie personelu tylko przeprosili za to, ze nie mogą im powiedzieć, czy podczas zabiegu coś poszło nie tak. W końcu para rozwiodła się.
Rodzice postanowili pozwać klinikę, która broni się twierdząc, że cała procedura została przeprowadzona prawidłowo i do zapłodnienia komórek jajowych Koedderich użyto nasienia Wasilewskiego. Klinika sugeruje, że to romans pozamałżeński mógł doprowadzić do narodzin dziewczynki.
Sprawa jest w toku. Rodzice są zdeterminowani, żeby poznać prawdę o córce, a Wasilewski chce dodatkowo dowiedzieć się, czy przypadkiem nie jest biologicznym ojcem innych dzieci. – Jeśli mam inne dzieci, chcę, żeby wiedziały, kim jestem – stwierdził mężczyzna.
Czytaj też:
Poznańska klinika oskarżona o nielegalne eksperymenty. Prokuratura wszczęła śledztwo