Opinia publiczna ma prawo poznać, czy publicyści walczący z ideą lustracji czynili to z przekonania, czy też z konieczności. Ewa Milewicz, a także inni dziennikarze, którzy odmawiają wypełnienia oświadczeń lustracyjnych, łamią prawo wcale nie w imię szczytnych celów, jakim ma być obrona niezależności.
Można odnieść wrażenie, że środowisko „Gazety Wyborczej" podejmuje ostatnią próbę storpedowania lustracji w mediach. Na stronach internetowych „GW” można przeczytać, że „znani dziennikarze odmawiają lustracji”. Ani słowa o tym, że cała trójka znanych dziennikarzy związanych jest z „GW”, a na dodatek jeden z nich - Bartosz Węglarczyk, jeszcze nie wie co zrobi. Środowisku „GW” marzy się jednak masowy protest publicystów. Wówczas trudno byłoby stwierdzić kto był agentem, a kto nie.
To, że środowisko „GW" jest przeciwko lustracji nie jest sprawą nową. W słynnym roku 1992 r. dziennikarze „GW”, w tym Ewa Milewicz, piętnowali ujawnienie faktu, że ówczesny minister spraw zagranicznych Krzysztof Skubiszewski współpracował z SB. Troska o polską rację stanu wymagałaby zastanowienia się, czy traktaty z Rosją i Niemcami powinna negocjować osoba podatna na szantaż. Dziennikarze „GW” wiedzieli jednak, że tak naprawdę nikomu nie chodzi o żadne dobro Polski, tylko o „grę teczkami” i wykoszenie przeciwników politycznych.
Nikt nikogo nie zmusza do bycia dziennikarzem czy publicystą. Demokratycznie wybrana władza ustawodawcza zadecydowała, że wszyscy którzy chcą wykonywać taki zawód powinni się określić, czy współpracowali z tajnymi służbami PRL (Nawiasem mówiąc, według mnie deklaracja powinna także dotyczyć współpracy ze służbami po 1989 r.). Jeżeli tego nie zrobią, to tak naprawdę staną się nie - jak chcą – „ofiarami reżymu", ale „ofiarami demokracji”
To, że środowisko „GW" jest przeciwko lustracji nie jest sprawą nową. W słynnym roku 1992 r. dziennikarze „GW”, w tym Ewa Milewicz, piętnowali ujawnienie faktu, że ówczesny minister spraw zagranicznych Krzysztof Skubiszewski współpracował z SB. Troska o polską rację stanu wymagałaby zastanowienia się, czy traktaty z Rosją i Niemcami powinna negocjować osoba podatna na szantaż. Dziennikarze „GW” wiedzieli jednak, że tak naprawdę nikomu nie chodzi o żadne dobro Polski, tylko o „grę teczkami” i wykoszenie przeciwników politycznych.
Nikt nikogo nie zmusza do bycia dziennikarzem czy publicystą. Demokratycznie wybrana władza ustawodawcza zadecydowała, że wszyscy którzy chcą wykonywać taki zawód powinni się określić, czy współpracowali z tajnymi służbami PRL (Nawiasem mówiąc, według mnie deklaracja powinna także dotyczyć współpracy ze służbami po 1989 r.). Jeżeli tego nie zrobią, to tak naprawdę staną się nie - jak chcą – „ofiarami reżymu", ale „ofiarami demokracji”