Polak na Marsie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Szkoda, że nie jesteśmy w ESA. Nie dlatego, że chciałbym widzieć Polaka, który schodząc po drabince lądownika na Czerwony Ląd mówi "that's one small step for a man, one giant leap for mankind". Chodzi o to, że dziedzin nauki, które żywotnie interesują tzw. zwykłych ludzi jest niewiele, a zdobywanie kosmosu nigdy z zainteresowaniem społeczeństwa kłopotów nie miało.
Miło byłoby uczestniczyć w projekcie naukowym, intelektualnym, który przed telewizory ściągnie więcej widzów niż "Taniec z Gwiazdami". Miło byłoby powiedzieć, że my także ten lądownik skręcaliśmy, miło byłoby zobaczyć na jego burcie polską flagę. Póki co, w ESA nie jesteśmy i pewnie jeszcze jakiś czas nie będziemy. A to oznacza, że co najwyżej możemy być podwykonawcami.

Europa prosi o współpracę NASA w zdobywaniu Marsa. Przy całym szacunku do ESA, trochę śmieszne się to wydaje. No bo to tak jak gdyby Opel zaprosił do współpracy przy budowie nowego modelu małej Corsy konstruktorów myśliwców F-16, a przynajmniej z centrum innowacji Ferrari albo Rolls-Royce'a. ESA jest dobrą firmą, ale na wysyłaniu ludzi w daleką przestrzeń się nie zna. Nigdy tego nie robiła. Z kolei czy Amerykanie będą chcieli współpracować z maleńką ESA, skoro celują w to samo? To raczej NASA zaprosi – jak będzie potrzebowała – ESA do współpracy.

W sumie to jednak nieistotne. Człowiek za kilka lat stanie na Księżycu, potem poleci na zwiad w kierunku jakiejś asteroidy, aż w końcu stanie na Marsie. Wątpię, że uda się tego dokonać do 2025 roku, ale kiedyś na pewno się uda. A to wydarzenie, część Ziemian będzie mogło śledzić na ekranach telewizorów w swoich pokojach hotelowych... na Księżycu. W najgorszym wypadku na okołoziemskiej orbicie.