Co to znaczy, że ktoś jest w coś zaangażowany? To znaczy, że odczuwa pozytywne emocje, wykonując daną czynność, chce robić to, co robi, koncentruje się na wykonaniu tego, myśli jak to zrobić. Z tego punktu widzenia zaangażowanie dzieci w przygotowania do Świąt to nie „zlecenie” im określonych zadań, ale sprawienie, że pomogą nam z własnych chęci. Mimo wszystko czymś zupełnie innym jest angażowanie w pomoc rocznego dziecka, a czymś innym podopiecznego, który za moment podejdzie do matury. Dla ułatwienia, podzielmy dzieciństwo na trzy etapy: wczesne dzieciństwo i okres przedszkolny (do 6. roku życia), wczesnoszkolny (od 6/7. do 10/11. roku życia) oraz dorastania (od 11/12. do 20. roku życia).
Czytaj też:
Psycholog radzi, jak wybierać świąteczne prezenty dla bliskich
Wczesne dzieciństwo i okres przedszkolny
Dzieci w tym wieku mają słabą pamięć, postrzegają świat jedynie ze swojej perspektywy (mają trudność ze zrozumieniem, że komuś może zależeć na czymś innym niż im), poznają rzeczywistość za pomocą zmysłów, gdyż ich umiejętność myślenia jest jeszcze mało wykształcona, więc aby się o czymś przekonać, muszą to dotknąć, polizać, zrzucić, uderzyć. Co jest dla nich pociągające w przygotowaniach świątecznych? Słowo klucz to doświadczanie. Małe dzieci raczej nie będą stanowiły dla nas wielkiej pomocy w gotowaniu, czy sprzątaniu. Angażujmy je w przygotowania, pozwalając im wspólnie z nami odkrywać świat.
Jeśli ozdabiamy choinkę, to część dekoracji dajmy dziecku z prośbą, aby powiesiło je tam, gdzie chce i tak, jak chce. Jeśli gotujemy to pozwólmy dziecku być obok nas.
Posadźmy na stole albo krześle, pozwólmy mu włożyć ręce do ciasta, niech spróbuje rozbić jajko do miski, poprośmy je, żeby coś pomieszało, kiedy my będziemy dosypywać przypraw, a potem zamieńmy się rolami. Od czasu do czasu zaproponujmy, żeby dziecko coś spróbowało i powiedziało, czy mu smakuje. Małe dzieci nie potrafią zaangażować się w coś, co nie niesie za sobą pozytywnych emocji. Dajmy im możliwość ich przeżywania, a nie będziemy musieli robić nic więcej.
Czytaj też:
Sondaż dla „Wprost”: Tylko 12 proc. Polaków chce wyjechać na ferie
Okres wczesnoszkolny
Dziecko wczesnoszkolne potrafi już świetnie posługiwać się językiem, czyta, pisze, ma bardzo dobrą pamięć, wykonuje złożone czynności przez długi czas. To ważny moment w życiu dziecka, gdyż to w tym okresie zaczyna się kształtować dojrzała samoocena. W jaki sposób? Wcale nie dzięki temu, co mówimy dziecku: Jesteś super! Nikt tak pięknie jak ty nie rysuje! Jesteś najpiękniejszą księżniczką na balu! Nic z tych rzeczy.
Samoocena dziecka tworzy się w odpowiedzi na efekty jego własnych działań, jednym słowem: samoocena dziecka rośnie, gdy ono samo widzi, że udaje mu się osiągać to, co jest dla niego ważne.
Czy to może nam się przydać w kuchni, na zakupach, podczas sprzątania? Dzieci w tym czasie chętnie sprawdzają i pokazują to, co już potrafią (przecież nie są już „maluchami”!). Dajmy im taką szansę. Poprośmy dziecko o pomoc w przygotowaniu jakiejś potrawy, ale niech to ono czyta przepis i mówi nam, jakie mają być kolejne kroki.
Kiedy na chwilę odchodzimy od stołu, zaproponujmy, żeby przez chwilę samo się tym zajęło, a my za moment dołączymy. Kiedy jesteśmy w sklepie, poprośmy, żeby przyniosło coś z sąsiedniej półki. Słowem kluczem niech będzie dla nas: wyzwanie. Niech przygotowania świąteczne będą dla dzieci wyzwaniem, z którym będziemy sobie wspólnie radzić (ale uwaga: zawsze musi to być wyzwanie, któremu ono może podołać. Inaczej zacznie czuć się źle, a to nie sprzyja zaangażowaniu).
Czytaj też:
Warszawa gotowa na święta. Tak wygląda tegoroczna iluminacja
Okres dorastania
W przypadku nastolatków sprawę trzeba postawić jasno: Czasami nie da się nic zrobić! Okres dorastania nazywa się również etapem buntu. A to nic innego jak przygotowanie do dorosłości. Do podejmowania samodzielnych decyzji, do autonomii, do kierowania swoim życiem. Dla nastolatków jest to ważne i zdarza się, że wyrażają to poprzez sprzeciw wobec oczekiwań, jakie mają wobec nich dorośli. Nie ma prostej recepty na to, jak w tej sytuacji reagować. Warto jednak zrozumieć, że nastolatek może, we własnym przekonaniu, mieć czasami na głowie coś o wiele ważniejszego niż przygotowania świąteczne: zakochał się, rozmawia z przyjaciółmi na czacie, umówił się ze znajomymi, kupił nową grę itd. Jednocześnie ich potrzeba autonomii może być właśnie kluczem do zaangażowania.
U nastolatków bez trudu można znaleźć podobieństwa do młodszych dzieci. Tak jak wszystkie dzieci świata lubią zajmować się tym, co sprawia im przyjemność, chcą być w czymś dobre i uczyć się nowych rzeczy. Ważne jest, że nastolatki często chcą robić coś na własnych warunkach, czuć, że są przez rodziców traktowane z szacunkiem i że ich zdanie jest brane pod uwagę.
Jeśli zależy nam na pomocy nastolatka przy przygotowaniach świątecznych, to umówmy się z nim na konkretne zadania. Jeśli wiemy, że o godzinie 13. córka umówiła się z chłopakiem, to zaproponujmy świąteczne zakupy na godzinę 10., tak aby mogła się z nim spotkać.
Nie bójmy się powiedzieć dziecku, że potrzebujemy jego pomocy. Słowem kluczem do zaangażowania nastolatka niech będzie: podmiotowość. Trzeba jednak pamiętać, że przyznanie komuś podmiotowości, daje temu komuś prawo do współdecydowania. Warto takie prawo nastolatkom przyznać.
Czytaj też:
Od biskupa Miry do grubego brodacza z reklam coli. Tak zmieniał się wizerunek św. Mikołaja!
Dzieci bardzo zmieniają się wraz z upływem lat i dlatego zmieniać się muszą także ich opiekunowie. Jednak niezależnie od tego, w jakim wieku jest dziecko, jaki ma kolor skóry i jakiego jest wyznania, jest coś, co łączy je wszystkie. Przychodzą na świat z wrodzoną potrzebą bliskiej relacji z opiekunami. Dzięki niej zaspokajają kolejne potrzeby, które zmieniają się wraz z ich dojrzewaniem. Warto je poznać i dostosować do nich nasze zachowania.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.