Pierwszy zarzut dotyczy tego, że podopieczni Godawy mieszkają w parterowych, skromnych budynkach, śpią po 5 na jednym łóżku piętrowym, a on sam ma piętrową rezydencję za 74 mln franków zachodnioafrykańskich (w przeliczeniu 500 tys. zł). Dla porównania, szkołę w Afryce Jacek T. z reportażu budował za 4 miliony franków. Również wyposażenie byłego zakonnika różni się od tego z baraków dzieci: ma on dostęp do wygodnej sofy, wielkiego telewizora, w osobnym pokoju trzyma „towary na handel”.
„Jak dzieciak kaleka albo chorowity, to się robi następnego”
„GW” podkreśla, że Godawa wspierany jest szerokim strumieniem pieniędzy z Polski. W ciągu dekady na jego konto miało wpłynąć 2,3 mln złotych z Polski. W tym czasie często narzekał na brak darowizn i trudności z aprowizacją. Tymczasem wizytująca jego misję Anna Sobków zwracała uwagę na to, jak wydatkuje zebrane pieniądze. Miał kupować swoim psom zagraniczną karmę i leki, podczas gdy dzieciom skąpił środków medycznych i posiłków. Miał napisać, że w jego sierocińcu nie ma wizyt lekarza. „Tu jak dzieciak kaleka albo chorowity, to się robi następnego, a nie wydaje na zdechlaka” – miał napisać.
„Nawet nie wiem, jak wygląda jego wiara”
„Sierociniec” Godawy nie jest właściwie miejscem dla dzieci pozbawionych rodzin. Niektóre mają po jednym rodzicu. Dorośli wychowankowie ośrodka mieszkają tam ze swoimi dziećmi. Nie wiadomo do końca ilu podopiecznych posiada były dominikanin, ani ilu kształci. W pewnym okresie mówił nawet o kilku tysiącach dzieci wysyłanych do prywatnych szkół, na co zbierał oczywiście pokaźne sumy w datkach.
Wizytujące go osoby kwestionują też religijność Polaka. – Nawet nie wiem, jak wygląda jego wiara, śmiem twierdzić, że ojca bożkiem stała się własna wygoda i niezależność. Dzieci są tylko bardzo wygodną przykrywką – zwracała uwagę Anna Sobków.
Czytaj też:
„GW”: Koszmarny sierociniec w Kamerunie, czyli skandal wokół misji katolickiej