A więc jednak Tony Blair ustąpi ze stanowiska. 27 czerwca. Przykre, jak porówna się sytuację, w jakiej przejmował i w jakiej odda władzę. Ale dla Brukseli i tak pozostanie najbardziej europejskim brytyjskim premierem. I bardzo możliwe, że zacznie karierę europejską.
W „Królowej" bardzo dobrze został sportretowany początek urzędowania Blaira. Młody (najmłodszy w 200 letniej historii), nieco nieopierzony jeszcze, ale za to dynamiczny i naturalny premier zostaje przyjęty przez królową Elżbietę II, która zaznacza, że jest już którymś premierem za jej panowania. Blair wypłynął na fali śmierci księżnej Diany, kiedy w przeciwieństwie do lakonicznego w reakcjach Buckingham Palace potrafił wyrazić żal tysięcy zwykłych Brytyjczyków. Z miejsca stał się ulubieńcem i mediów, i tłumu.
Dziś ten sam tłum nie szczędzi mu krytyki, za Irak, za Afganistan, za afery korupcyjne w rządzie. Blair odchodzi więc jako jeden z najmniej lubianych brytyjskich polityków, ale za to jako „najbardziej europejski polityk brytyjski". Jeden z jego ostatnich ruchów, czyli propozycja przekomponowania konstytucji europejskiej obliczona była na oklaski w Brukseli. I tak się stało. Blair przyszedł bowiem w sukurs prezydencji niemieckiej i zagorzałym euroentuzjastom. Był to ruch godny wytrawnego gracza, bo konkretami będzie musiał się zająć następca i zarazem wróg osobisty Blaira, Gordon Brown. A Blair z kolei zyskał dodatkowe punkty, które z pewnością zaowocuje.
Już od jakiegoś czasu mówi się w Brukseli, że brytyjski polityk będzie następcą Javiera Solany na stanowisku szefa unijnej dyplomacji. Kwalifikacje, kontakty, spryt i odpowiednie poglądy doskonale predysponują Blaira na to stanowisko. Tak więc, umarł król, niech żyje król!
Dziś ten sam tłum nie szczędzi mu krytyki, za Irak, za Afganistan, za afery korupcyjne w rządzie. Blair odchodzi więc jako jeden z najmniej lubianych brytyjskich polityków, ale za to jako „najbardziej europejski polityk brytyjski". Jeden z jego ostatnich ruchów, czyli propozycja przekomponowania konstytucji europejskiej obliczona była na oklaski w Brukseli. I tak się stało. Blair przyszedł bowiem w sukurs prezydencji niemieckiej i zagorzałym euroentuzjastom. Był to ruch godny wytrawnego gracza, bo konkretami będzie musiał się zająć następca i zarazem wróg osobisty Blaira, Gordon Brown. A Blair z kolei zyskał dodatkowe punkty, które z pewnością zaowocuje.
Już od jakiegoś czasu mówi się w Brukseli, że brytyjski polityk będzie następcą Javiera Solany na stanowisku szefa unijnej dyplomacji. Kwalifikacje, kontakty, spryt i odpowiednie poglądy doskonale predysponują Blaira na to stanowisko. Tak więc, umarł król, niech żyje król!