Pięć lat od wypadku z udziałem Beaty Szydło. Szczery wpis kierowcy seicento

Pięć lat od wypadku z udziałem Beaty Szydło. Szczery wpis kierowcy seicento

Sebastian Kościelnik
Sebastian Kościelnik Źródło: Newspix.pl / Damian Burzykowski
„5 lat minęło jak jeden dzień, postępowanie wciąż się toczy, a sił i cierpliwości zdecydowanie mniej niż na początku tej batalii” – pisze w mediach społecznościowych Sebastian Kościelnik, kierowca seicento, które uczestniczyło w zderzeniu z rządową limuzyną w Oświęcimiu.

10 lutego 2017 roku doszło do głośnego zderzenia rządowej limuzyny z ówczesną premier Beatą Szydło i seicento, którym kierował wtedy 20-letni Sebastian Kościelnik. W piątą rocznicę tego wydarzenia mężczyzna zabrał głos w mediach społecznościowych.

Kierowca seicento: Nigdy już nie będę tym samym człowiekiem

Dzisiaj mija 5 lat od dnia, w którym całe moje życie wywróciło się o 180 stopni. Nigdy już nie będę tym samym człowiekiem, którym byłem przed dniem wypadku” – przyznał Sebastian Kościelnik w serii wpisów na . „Przez te wszystkie lata brałem udział w wielu przesłuchaniach, stawiłem się na kilkadziesiąt rozpraw sądowych. Udzieliłem również wielu wywiadów, w głównej mierze po to, aby przekazać, jak ta sytuacja wyglądała ze strony zwykłego szarego obywatela, wobec którego przedsięwzięto mnóstwo środków, by go zdyskredytować, jak i świadków tego zdarzenia” – opisuje.

Mężczyzna przyznaje, że poznał działanie wielu instytucji, z którymi zwykle obywatele nie mają do czynienia. „Lekcja życia, która trwa po dziś dzień, skutkowała wieloma wyrzeczeniami, podporządkowaniem wręcz całego życia pod sprawę wypadku. Pozytywem tej sytuacji było rozpoczęcie studiów na wydziale prawa, które w dużej mierze zawdzięczam swojej narzeczonej, oraz tym by w przyszłości pomagać innym, którzy znajdą się w trudnej sytuacji” – przyznaje.

W dalszej części wpisu dziękuje swojemu adwokatowi. „5 lat temu, tuż po moim zatrzymaniu, wmawiała mi, że na tym etapie adwokat nie jest mi potrzebny. Dzisiaj doskonale wiem, że gdyby nie Mecenas Władysław Pociej, sprawa mogłaby się potoczyć różnie. Gdyby nie zaoferowana pomoc prawna, za którą jestem i będę wdzięczny do końca życia, moje życie mogłoby wyglądać zupełnie inaczej” – przyznaje. „5 lat minęło jak jeden dzień, postępowanie wciąż się toczy, a sił i cierpliwości zdecydowanie mniej niż na początku tej batalii” – kończy wyznanie.

Kolumna jechała bez sygnałów?

Kilka miesięcy temu do „Gazety Wyborczej” zgłosił się emerytowany funkcjonariusz BOR i ujawnił, że kłamał podczas składania zeznań w sprawie wypadku z Oświęcimia, ponieważ bał się utraty pracy. Twierdzi, że podobnie mieli zrobić także pozostali funkcjonariusze biorący udział w wypadku.

Od początku były wątpliwości, czy kolumna z premier poruszała się prawidłowo. Jak wskazywano, miały być wówczas włączone jedynie sygnały świetlne, a nie świetlne i dźwiękowe, jak mówią przepisy. Funkcjonariusze BOR, którzy wówczas zeznawali, zarzekali się, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem.

Czytaj też:
Sebastian Kościelnik: Po wypadku z udziałem rządowej kolumny byłem podsłuchiwany