Paweł Piskorski nie powinien wracać na scenę polityczną dopóki nie ujawni szczegółów tego, w jaki sposób doszedł do swojego majątku.
Zadziwia dobre samopoczucie Pawła Piskorskiego. Zapowiedź jego powrotu na scenę polityczną świadczy o tym, że nie widzi on nic niestosownego w tym, że do tej pory opinia publiczna nie wie w jaki sposób dorobił się on pokaźnego majątku. Przypomnijmy, że w 2001 r. ujawnił, iż ma ok. 2 mln zł, choć przez całe życie pracował jako urzędnik albo polityk. Twierdził wówczas, że dorobił się grając na giełdzie, ale poproszony przez dziennikarzy o ujawnienie rejestru transakcji giełdowych odmówił, po czym kilka miesięcy później przepisał większość majątku na żonę. Tak by uniknąć kłopotliwych pytań.
Piskorski lubi podkreślać, że legalność jego majątku wielokrotnie sprawdzały urzędy skarbowego i nie dopatrzyły się nic niezgodnego z prawem. Problem polega na tym, że transakcje, które sprawiły, że Piskorski stał się milionerem, powinny zostać zbadane nie przez urząd skarbowy, ale przez Komisję Nadzoru Finansowego m.in. pod kątem tego, czy strony nie miały dostępu do informacji poufnych. Ujawnienie tych danych dziennikarzom pozwoliłoby także zadać Pawłowi Piskorskiemu pytania, dlaczego akurat kupował takie spółki a nie inne i dlaczego akurat w takim momencie a nie innym. Czyżby takich właśnie pytań obawiał się były polityk PO?
Piskorski lubi podkreślać, że legalność jego majątku wielokrotnie sprawdzały urzędy skarbowego i nie dopatrzyły się nic niezgodnego z prawem. Problem polega na tym, że transakcje, które sprawiły, że Piskorski stał się milionerem, powinny zostać zbadane nie przez urząd skarbowy, ale przez Komisję Nadzoru Finansowego m.in. pod kątem tego, czy strony nie miały dostępu do informacji poufnych. Ujawnienie tych danych dziennikarzom pozwoliłoby także zadać Pawłowi Piskorskiemu pytania, dlaczego akurat kupował takie spółki a nie inne i dlaczego akurat w takim momencie a nie innym. Czyżby takich właśnie pytań obawiał się były polityk PO?