Wyrok nakazujący "Faktowi" przeproszenie Anny Muchy to kompromitacja sądu.
Wyrok w sprawie Anny Muchy kompromituje sąd z dwóch powodów. Po pierwsze nie wiadomo dlaczego sąd uznał za naruszenie prywatności opublikowanie zdjęć zrobionych osobie publicznej w miejscu publicznym. Jeżeli Anna Mucha nie życzyła sobie być oglądana topless to dlaczego pojawiła się z odsłoniętym biustem? Czy oglądanie jej biustu przez innych plażowiczów było w porządku, natomiast przez czytelników "Faktu" już nie?
Po drugie kompromitująca jest kwota, zupełnie nieadekwatna to "przewinienia" i co ważne kompletnie odstająca od praktyki polskich sądów, które porównywalne kwoty zasądzały za poważne uszczerbki na zdrowiu. Można odnieść wrażenie, że sąd stracił obiektywizm w tej sprawie i kierował się osobistą niechęcią do gazet brukowych.
Wyrok ten pokazuje jeszcze, jak daleko jest polskim sędziom do standardów wolności słowa jakie obowiązują w krajach rozwiniętych. Warto tutaj przypomnieć słynną już (dzięki filmowi Milosza Formana) sprawę Larrego Flynta, wydawcy magazynu "Hustler". W jednym z numerów z 1983 r. pismo opublikowano parodię reklamy alkoholowego napoju Campari, w której Jerry Falwell, pastor amerykańskiego kościoła Baptystów rzekomo opowiadał jak to uprawiał seks z własną matką w toalecie (pod tekstem było zaznaczone, że to żart). Pozwany przez Falwella wydawca został uniewinniony przez amerykański Sąd Najwyższy a prowadzący rozprawę sędzia William Rehnquist podkreślił, że samo to, że informacja sprawia komuś przykrość nie może być podstawą zasądzenia zadośćuczynienia. Szkoda, że polscy sędziowie nie potrafią czerpać z najlepszych wzorców zza Oceanu.
Po drugie kompromitująca jest kwota, zupełnie nieadekwatna to "przewinienia" i co ważne kompletnie odstająca od praktyki polskich sądów, które porównywalne kwoty zasądzały za poważne uszczerbki na zdrowiu. Można odnieść wrażenie, że sąd stracił obiektywizm w tej sprawie i kierował się osobistą niechęcią do gazet brukowych.
Wyrok ten pokazuje jeszcze, jak daleko jest polskim sędziom do standardów wolności słowa jakie obowiązują w krajach rozwiniętych. Warto tutaj przypomnieć słynną już (dzięki filmowi Milosza Formana) sprawę Larrego Flynta, wydawcy magazynu "Hustler". W jednym z numerów z 1983 r. pismo opublikowano parodię reklamy alkoholowego napoju Campari, w której Jerry Falwell, pastor amerykańskiego kościoła Baptystów rzekomo opowiadał jak to uprawiał seks z własną matką w toalecie (pod tekstem było zaznaczone, że to żart). Pozwany przez Falwella wydawca został uniewinniony przez amerykański Sąd Najwyższy a prowadzący rozprawę sędzia William Rehnquist podkreślił, że samo to, że informacja sprawia komuś przykrość nie może być podstawą zasądzenia zadośćuczynienia. Szkoda, że polscy sędziowie nie potrafią czerpać z najlepszych wzorców zza Oceanu.