Dziennikarze „Wirtualnej Polski” i „Super Express” opisali sytuację z centrum Warszawy, której byli świadkami. Młody mężczyzna przez kilkadziesiąt minut w samym centrum Warszawy, na terenach wokół Pałacu Kultury i Nauki zaczepiał przypadkowych przechodniów, groził im, rzucał w nich butelkami i wdawał się w bójki z innymi ludźmi, atakując ich pięściami lub plecakiem. W pewnej chwili zdjął spodnie i biegał z obnażonymi genitaliami. Mężczyzna kąpał się też w fontannie w parku Świętokrzyskim i pił z niej brudną wodę
Jak informują dziennikarze Wirtualnej Polski, zachowanie mężczyzny wyglądało tak, jakby był pod wpływem środków odurzających lub był niezrównoważony.
„Jest sobota noc. Niech pan wyluzuje troszkę” Policja 90 minut nie interweniowała ws. agresywnego mężczyzny
Dziennikarze zaobserwowali sytuację o 22:45 i po kilku minutach powiadomili Straż Miejską. Patrol jednak nie przyjechał, a mężczyzna stawał się coraz bardziej agresywny. Wtedy dziennikarze zaczęli dzwonić pod 112.
Pierwsze zgłoszenie wykonali ok. godz. 23:00. Na miejscu nie pojawił się żaden radiowóz. Wtedy dziennikarze zadzwonili kolejny raz. Gdy telefon nic nie pomógł, podeszli do patrolu policji, który niedaleko podejmował inna interwencję i zgłosili sprawę, informując, ze wcześniej dzwonili na 112. „Trzeba było zadzwonić na 997, a nie na 112, teraz jesteśmy zajęci” – mieli odpowiedzieć funkcjonariusze.
Wtedy dziennikarze jeszcze dwa razy zadzwonili pod 112, ostatni telefon wykonując cztery minuty po północy. Operator zapewniał, ze na miejscu jest patrol, mimo że go nie było. „Czy gdyby ten mężczyzna miał nóż, policja zachowałaby się w ten sam sposób?” – pytał oburzony dziennikarz „Super Expressu”. „Proszę pana, ale nie do mnie te pretensje. Jest sobota noc, także niech pan wyluzuje troszkę dobrze?” – miał wtedy odpowiedzieć dyspozytor.
Jak informują dziennikarze, do godziny 0:30 na miejscu nie pojawił się żaden patrol, a mimo dokładnego wskazania miejsca pobytu agresywnego mężczyzny, nikt nie podjął interwencji w jego sprawie.
Wtedy dziennikarze poinformowali o sprawie ochroniarza z pobliskich domów towarowych, a sami opuścili okolicę.
Policja potwierdza przyjęcie zgłoszeń. Ratusz zapowiada, że wyjaśni sprawę.
– Potwierdzam, że przyjęliśmy kilka podobnych zgłoszeń z różnych lokalizacji w Śródmieściu – skomentowała w rozmowie z Wirtualna Polską Gabriela Putyra z wydziału komunikacji społecznej stołecznej policji.
Rzeczniczka stołecznego ratusza Monika Beuth-Lutyk zapowiada, że ratusz „będzie wyjaśniać tę sprawę”. – Pod numerem 112 są nasi dyspozytorzy, ale gdy numer jest zajęty, odebrać może każde Centrum Powiadamiania Ratunkowego w kraju. Sprawdzimy, kto odebrał te połączenie i wyjaśnimy całe zajście – zapewnia. – Za bezpieczeństwo w Warszawie odpowiada policja. Sytuacja, która się zdarzyła, nie powinna mieć miejsca – dodaje.
Ewa Filipowicz, rzeczniczka wojewody mazowieckiego Konstantego Radziwiłła zapewnia z kolei w rozmowie z „Super Expressem”, że wojewoda „wystąpi do prezydenta Warszawy o wyjaśnienia, które pozwolą ustalić, co dokładnie się wydarzyło”. – Będziemy oczekiwać wyjaśnień – podkreśla.
Czytaj też:
30-latek umówił się z policjantką i gorzko tego pożałował. Historia ma drugie dno