Denise, jak bezdomną nazywają francuskie media, owijała paczki banknotów w papierowe chusteczki i chowała pod stertami śmieci. Monety gromadziła w torbach i plastikowych butelkach. Denise odmawia wszelkich informacji na temat pochodzenia tych pieniędzy.
Francuskie media ustaliły, że bezdomna pochodzi ze wsi Fouesnant w Bretanii. Tamtejsi mieszkańcy pamiętają, jak wędrowała po wsi, ciągnąc wózek pełen butelek po winie. Często bywała pijana.
Pewnego dnia Denise udała się do Paryża i w Fouesnant już się nie pokazała. W stolicy została prostytutką i być może właśnie wtedy zaczęła zbierać pieniądze. Potem skończyła z uprawianiem najstarszego zawodu na świecie i "urządziła" się z walizką i stertami toreb w przejściu pod arkadami koło dworca Montparnasse. Nie żebrała, nie nawiązywała z nikim kontaktów, właściciel jednej z okolicznych kawiarni mówi, że odmawiała nawet przyjęcia filiżanki gorącej czekolady.
Mer 15. dzielnicy na próżno starał się znaleźć jej jakiś dach nad głową. Denise traktowała wszelkie oferty pomocy jak ataki na jej niezależność i broniła "swoich" dwóch metrów kwadratowych chodnika.
W zeszłym tygodniu 65-letnią Denise, której stan wyraźnie się pogorszył, zawieziono do schroniska dla bezdomnych. Siedzi tam na wózku inwalidzkim, patrzy gdzieś w dal i wciąż pyta, co się stało z jej walizką.
Majątek starszej pani policja zabezpieczyła. Władze zastanawiają się teraz, co dalej. W schronisku Denise nie może pozostać na zawsze, a na ulicy nie byłaby już bezpieczna, ponieważ za sprawą mediów zrobiło się o niej głośno.
ab, pap