Unia Europejska ciągle cierpi na deficyt demokracji. Nic dziwnego, że zwykli Europejczycy odwracają się do niej plecami.
Niedawno pół Europy natrząsało się z filmu promującego europejską kinematografię, którego zmontowanie sfinansowała UE. Później można było przyglądać się zażartej dyskusji między władzami Francji i Niemiec o to, kto będzie szefował koncernowi aerokosmicznemu EADS (właściciela m.in. Airbusa) – ostatecznie uzgodniono, że oba kraje będą kierować nim na zmianę. Teraz Bruksela udzieliła zgody na to, aby rząd w Berlinie mógł sfinansować pracę nad wyszukiwarką internetową. Wcześniej rozpoczęcie prac nad podobnym projektem ogłosiły także władze Francji.
Jedna trzecia Polaków nie umiała ocenić, czy ostatni szczyt UE zakończył się sukcesem, czy porażką – podał CBOS. Tłumacząc to na polski: jedna trzecia Polaków kompletnie nie zrozumiała, o czym rozmawiano na tym szczycie – dlatego nie umieli ocenić jego wyników. Nie umiała ocenić, bo rozmawiano tam o sprawach potwornie skomplikowanych. To komplikowanie nie jest przypadkowe. Gdyby UE rządziła się prostymi zasadami, to przeciętny Kowalski mógłby zapytać: czemu unia wydaje pieniądze z naszych podatków na takie głupoty jak promocja filmów albo tworzenie przeglądarki internetowej. Albo – czemu EADS nie został jeszcze sprywatyzowany. Takich pytań jednak nie ma. Właśnie dlatego, że przeciętny Polak oraz Europejczyk nie łapie się w mechanizmach rządzących wspólnotą. Taki stan rzeczy jest wygodny; łatwiej rządzić ludźmi, którzy nic nie rozumieją. Ale dopóki Europejczycy nie pojmą tych mechanizmów, pełna integracja Europy pozostanie tylko mrzonką eurokratów. Na razie nie wynaleziono lepszego systemu podejmowania decyzji niż demokratyczny. Oby Bruksela przypomniała sobie o tym jak najszybciej.
Jedna trzecia Polaków nie umiała ocenić, czy ostatni szczyt UE zakończył się sukcesem, czy porażką – podał CBOS. Tłumacząc to na polski: jedna trzecia Polaków kompletnie nie zrozumiała, o czym rozmawiano na tym szczycie – dlatego nie umieli ocenić jego wyników. Nie umiała ocenić, bo rozmawiano tam o sprawach potwornie skomplikowanych. To komplikowanie nie jest przypadkowe. Gdyby UE rządziła się prostymi zasadami, to przeciętny Kowalski mógłby zapytać: czemu unia wydaje pieniądze z naszych podatków na takie głupoty jak promocja filmów albo tworzenie przeglądarki internetowej. Albo – czemu EADS nie został jeszcze sprywatyzowany. Takich pytań jednak nie ma. Właśnie dlatego, że przeciętny Polak oraz Europejczyk nie łapie się w mechanizmach rządzących wspólnotą. Taki stan rzeczy jest wygodny; łatwiej rządzić ludźmi, którzy nic nie rozumieją. Ale dopóki Europejczycy nie pojmą tych mechanizmów, pełna integracja Europy pozostanie tylko mrzonką eurokratów. Na razie nie wynaleziono lepszego systemu podejmowania decyzji niż demokratyczny. Oby Bruksela przypomniała sobie o tym jak najszybciej.