Na świecie jest ok. 600 gatunków roślin mięsożernych. W Polsce występuje ok. 10, ale bardzo rzadko można je zobaczyć w naturze. Na chorzowskiej wystawie zaprezentowano ok. 80 gatunków i odmian. Są m.in. muchołówki, rosiczki, kapturnice i dzbanecznik - największa mięsożerna roślina na świecie. To potężne liany, osiągające do kilku metrów długości, z liśćmi zakończonymi charakterystycznymi łapkami w kształcie dzbaneczków.
Rośliny mięsożerne "jedzą" żywe organizmy, bo rosną na podłożach ubogich w azot. Natura stworzyła je więc tak, że mogą łapać owady i z nich pobierają substancję białkową, a z białka czerpią azot.
Wabią ofiary kształtem, kolorem, włoskami, które mienią się w słońcu, wydzielanymi substancjami. Pułapki są tak skonstruowane, że jeśli owad się tam znajdzie, nie ma szans się wydostać. Roślina wydziela enzymy trawienne; skład ich wydzieliny jest zbliżony do ludzkiej śliny. Owad szybko ginie, po czym jest rozkładany i wchłaniany.
Jak przyznaje hodowca roślin mięsożernych i organizator wystawy Dariusz Chojnacki, w Polsce rodzi się moda na "zielonych myśliwych". "Bardzo wiele osób kupuje takie rośliny, bo są inne, ciekawe, nietypowe, a oni chcą mieć taką ciekawostkę przyrodniczą. Zawsze otaczała je jakaś magia" - mówi.
Jak zapewnia, rośliny nie wymagają szczególnej pielęgnacji - poza częstym podlewaniem - i nie trzeba wyręczać ich w polowaniu na owady i dokarmiać nimi. Wręcz przeciwnie, mogą pomóc w walce z obecnymi w domu komarami czy muchami.
"W warunkach hodowlanych roślina ma z reguły lepsze warunki, niż w naturze, więc sama sobie poradzi. Poza tym jeśli w pobliżu są owady, ona je wabi do siebie, taka jest jej natura" - podkreśla hodowca.
"Bardzo by się przydała taka roślina - mamy gospodarstwo, więc much nie brakuje, a i szczur się czasem pojawi" - powiedziała pani Jolanta z Przyszowic, która oglądała wystawę z dziećmi.
ab, pap