15-miesięczna Ola odesłana z SOR-u. Dziewczynka zmarła dzień później

15-miesięczna Ola odesłana z SOR-u. Dziewczynka zmarła dzień później

Stetoskop, zdjęcie ilustracyjne
Stetoskop, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Pixabay / Parentingupstream
Prokuratura zajmuje się sprawą śmierci 15-miesięcznej Oli. Pod koniec marca dziewczynka z wysypką i gorączką trafiła do lekarza rodzinnego, a następnie na SOR, z którego ostatecznie odesłano ją do domu. Następnego dnia Ola zmarła.

Okoliczności śmierci 15-miesięcznej Oli przedstawiono w Interwencji Polsat News. 26 marca pani Justyna zauważyła na szyi córki niepokojącą wysypkę. Dziewczynka miała wysoką gorączkę, więc mama zabrała ją do lekarza rodzinnego.

– Wieczorem przyjechałam od rodziców, zobaczyłam u niej na szyi jakąś bańkę i podejrzewałam, że to ospa. Pojechałam 26 marca wieczorem do Szczecinka. Przyjęła nas pani doktor, zbadała ją osłuchowo, zbadała gardło i powiedziała, że jest wszystko dobrze. Przepisała leki na opryszczkę – opowiadała mama zmarłej dziewczynki. Stan Oli nie poprawiał się.

15-miesięczna Ola odesłane z SOR-u

Mama pani Justyny doradziła, żeby córka pojechała z Olą na SOR. – Doktor ją zbadał, powiedział, że osłuchowo jest dobrze, że gardło jest dobrze i że to faktycznie była ospa wietrzna – wspominałą Justyna Wydrych. Następnie lekarze podali Oli paracetamol, wykonali testy na Covid u niej i u dziecka. – Mi wyszedł negatywny, a jej wyszedł pozytywny. Doktor kazał nam się zgłosić do lekarza rodzinnego. Pojechaliśmy. Dziecko miało gorączkę, podejrzenie Covidu i jeszcze tę ospę, to jeszcze tam czekaliśmy ponad godzinę, żeby nas przyjęto – dodała.

Dziewczynkę zbadało czterech lekarzy. Nikt nie dopatrzył się niczego niepokojącego. Pani Justyna wróciła z dzieckiem do domu. Po godz. 22:00 zasnęła z córką.

– I właśnie o 12 w nocy obudził mnie taki straszny krzyk. Ja się obudziłam, podniosłam ją, a ona nic. Zapaliłam światło, zadzwoniłam na pogotowie, Ola była martwa – wspominała.

Sprawą śmierci dziewczynki zajęła się prokuratura. Przeprowadzono sekcję zwłok, z której wynika, iż przyczyną śmierci było śródmiąższowe zapalenie płuc, wywołane koronawirusem. Lekarze nie rozpoznali go.

– Ona przeszła już raz zapalenie płuc, wyszła z tego. Ona przeszła nawet tego najgorszego wirusa – RSV. Teraz też by dała radę, tylko że nikt nie powiedział, że ona ma miąższowe zapalenie płuc. Nikt mi tego po prostu nie powiedział, a moje dziecko miało wrodzoną wadę wodogłowia i brak gałek ocznych – mówiła pani Justyna.

Czytaj też:
Chłopiec zmarł na placu zabaw. Nauczyciele myśleli, że udaje
Czytaj też:
Nie żyje 6-latek z Żytna. Lekarze blisko tydzień walczyli o życie dziecka

Źródło: Polsat News