Mówisz przy dziecku „spasłam się jak świnia”? Ekspertka: Nasze komunikaty stają się jego wewnętrznym głosem

Mówisz przy dziecku „spasłam się jak świnia”? Ekspertka: Nasze komunikaty stają się jego wewnętrznym głosem

Aleksandra Kisiel
Aleksandra Kisiel Źródło: Archiwum prywatne
Jeżeli przy rodzinnej kolacji mówimy, że mama to teraz je tylko sałatę, „bo trzeba jakoś wyglądać do wakacji”, to słyszące to dzieci, a zwłaszcza dziewczynki, za parę lat będą powielać dokładnie to samo. Ba! One będą to robiły lada moment. Mamy badania, które mówią o 3-latkach, które ograniczają to, co jedzą, bo już mają świetnie wdrukowane przekonanie, że gruby równa się gorszy – mówi w podcaście „Wprost Przeciwnie” Aleksandra Kisiel, influencerka zajmująca się ciałoakceptacją i coachingiem także w tym zakresie.

Słuchanie podcastu i czytanie całości treści w dniu premiery nowego odcinka dostępne jest jedynie dla stałych Czytelników „WPROST PREMIUM”.

Zapraszamy do słuchania w ramach promocji:

Aleksandra Kisiel: Mówisz przy dziecku „spasłam się jak świnia”? Nasze komunikaty stają się jego wewnętrznym głosem

Podcast „Wprost Przeciwnie” powstaje dzięki współpracy ze Studiem Plac.

Paulina Socha-Jakubowska, „Wprost”: Czym różni się ciałoakceptacja od ciałopozytywności?

Aleksandra Kisiel: Generalnie różnią się skalą. Ciałopozytywność jest o systemach, o tym, że osoby grube są systemowo dyskryminowane. Na czym to polega? Na tym, że nie mogą się ubrać, jak chcą, że są traktowane gorzej w dostępie do ochrony zdrowia, na rynku pracy i w dostępie do usług publicznych np. w transporcie – bo przestrzenie publiczne projektowane są przede wszystkim dla osób szczupłych, dla osób normatywnych. Na dodatek projektowane są przede wszystkim przez mężczyzn, więc wykluczają bardzo duże grupy społeczne. Ciałopozytywność jest o walce o równe prawa dla wszystkich, bez względu na to, w jakim ciele żyją.

Chodzi o to, żebyśmy nie czytali potem doniesień prasowych mówiących o tym, że ktoś się nie zmieścił w fotelu w samolocie?

Bo to nie jest wina tego człowieka, że się nie zmieścił. To wina linii lotniczej, która nieustannie zmniejsza miejsca po to, żeby upchać tam jak najwięcej osób, żeby sprzedać jak najwięcej biletów.

Więc kiedy następnym razem będziecie siedzieć koło grubej osoby w komunikacji publicznej, to może oszczędźcie sobie tego utyskiwania i sapania, bo to naprawdę nie jest wina tego człowieka, że siedzenia są za małe.

Źródło: Wprost