PR terrorystów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nie ma terroryzmu bez mediów. Jednak najlepsze nawet wystąpienia w prasie, czy telewizji nie uczynią z krwawego zamachowca męża stanu.
Propozycja Muktaby as-Sadra, aby wojska koalicyjne zastąpili żołnierze w niebieskich hełmach, tylko pozornie brzmi konstruktywnie. Ten szyicki watażka dobrze wie, że ONZ nie wydał swego mandatu na inwazję Iraku i szansa na zgodę na misję stabilizacyjną w tym kraju jest bliska zeru. Zresztą trudno uwierzyć, aby szyicka armia Mahdiego rzeczywiście uszanowała neutralność ONZ. Przecież w 2003 roku doszło do krwawego ataku na placówkę organizacji w Bagdadzie - zginęło w nim 15 dyplomatów ONZ-owskich, w tym szef misji Sergio Vieira de Mello. Skoro wtedy traktowano przedstawicieli ONZ jako "niewiernych" i cel dżihadu, to czemu teraz ma być inaczej?

Wywiad, jakiego As-Sadr udzielił "Independentowi", wyraźnie pokazuje ewolucję, jaką przeszedł ten watażka. To już nie jest dowódca szyickich bojówek, który potrafi jedynie mordować, podkładać bomby i siać chaos. Widać, że świetnie odrobił on lekcje zadane przez Osamę bin Ladena i Ajmana az-Zawahiriego. Przywódcy Al-Kaidy szybko dostrzegli, że udany zamach terrorystyczny to tylko połowa sukcesu – drugą połową jest odpowiednie zdyskontowanie go w mediach. W ten sposób stara się działać as-Sadr. W wywiadzie prezentuje się niemalże jako mąż stanu zdolny wziąć na swe barki odpowiedzialność za losy Iraku. Problem tylko w tym, że nie ma absolutnie żadnych podstaw sądzić, że jest on zdolny przejąć władzę w Bagdadzie. Wywiad w "Independent" to nic innego niż forma kształtowania wizerunku, działania z zakresu PR. Nie wolno zapominać, że wizerunek as-Sadra ocieka krwią. Najlepsze nawet wywiady tego nie zmienią.