Pani Joanna odpowiada na oświadczenie policji. „Powiedziałam jasno: nie chcę sobie nic zrobić”

Pani Joanna odpowiada na oświadczenie policji. „Powiedziałam jasno: nie chcę sobie nic zrobić”

Policjant na służbie (zdjęcie sytuacyjne)
Policjant na służbie (zdjęcie sytuacyjne) Źródło: Policja
Pani Joanna, która trzy miesiące temu, po przyjęciu tabletki poronnej, trafiła do szpitala w policyjnej obstawie, odniosła się do oświadczenia policji w sprawie jej stanu psychicznego. – Dzwoniąc do lekarki, jasno to powiedziałam: nie chcę sobie nic zrobić – zaznaczyła. Dodała, że nie rozumie, po co była później badana na oddziale ginekologiczno-położniczym.

We wtorek Fakty TVN przedstawiły szokujący materiał o pani Joannie z Krakowa. Kobieta pod koniec kwietnia przerwała ciążę, zażywając zakupioną w internecie tabletkę wczesnoporonną. Kiedy źle się poczuła, skontaktowała się ze swoją lekarką i została zabrana karetką do szpitala. Towarzyszyli jej policjanci.

Dzień później w odpowiedzi na ten materiał policja opublikowała oświadczenie. Ujawniono w nim, że kobieta leczy się psychiatrycznie.

„27 kwietnia br. Na numer 112 zadzwonił lekarz psychiatra, zgłaszając, że jego pacjentka dzwoniła do niego, że „dokonała aborcji” i „chce odebrać sobie życie” – czytamy w rozległym komunikacie. Cała informacja kończyła się stwierdzeniem, że prowadzone jest właśnie śledztwo pod nadzorem prokuratury w kierunku udzielenia kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży oraz doprowadzenia do targnięcia się na życie. W kolejnej wersji oświadczenia była mowa o „dochodzeniu w kierunku nielegalnego obrotu produktami leczniczymi”.

Pani Joanna przyjęła tabletkę poronną. Do szpitala eskortowała ją policja

Kobieta przedstawiła swoją wersję wydarzeń w „Faktach po Faktach” w TVN24. Zapewniła, że zadzwoniła do swojej lekarki psychiatry po poradę i po to, by się uspokoić. O dalszy przebieg zdarzeń pytał ją prowadzący.

– Rozumiem, że policja przyjeżdża po telefonie na 112. Przyjeżdża zespół ratunkowy, lekarze. Policjanci powinni mieć świadomość, że jest pani w trudnym, w delikatnym stanie. Oni właściwie zaczynają od przesłuchania? – pytał Piotr Krasko.

– Mnie tym bardziej to trudno zrozumieć. Z pewnością nie było tam troski. Mam wrażenie, że w ogóle nie po to tam byli, żeby się o mnie troszczyć. Sama byłam zdziwiona ich obecnością. To nie jest tak, że miałam świadomość, że będzie tam policja. Ja po prostu zwróciłam się o pomoc, żeby otrzymać profesjonalną pomoc medyczną – wspominała.

– Z informacji policji wynika, że byli tam obecni, bo może sobie pani zrobić krzywdę. Pani podkreślała, że tak nie było? – dopytywał prowadzący. –Nie było tak – potwierdziła. – Dzwoniąc do lekarki, jasno to powiedziałam: nie chcę sobie nic zrobić. Potrzebuję pomocy, żeby się troszkę uspokoić – zaznaczyła.

Kobieta dodała, że nie rozumie dlaczego z SOR-u została przewieziona na oddział ginekologiczno-położniczy w innym szpitalu.

– Wykonałam aborcję farmakologiczną, ale nie potrzebowałam tego rodzaju opieki, ponieważ mi nie zagrażała– zaznaczyła. W drugim szpitalu wezwano kolejny patrol policji.

Dodała, że policjantki kazały jej się rozebrać do naga, robić przysiady i kaszleć. – To był w tym wszystkim dla mnie najtrudniejszy moment, moment, w którym poczułam, że nikt mnie nie chroni, że jestem zupełnie sama w tej sytuacji, w której jestem absolutnie odarta z godności. To było bardzo upokarzające dla mnie, wtedy już byłam przerażona – wspominała.

Pełnomocniczka pani Joanny, Kamila Ferenc z Fundacji Federa podkreśliła, że informacja o przyjęciu tabletki poronnej w ogóle nie powinna być przekazana przez lekarkę osobie, która odebrała telefon pod numerem 112, a nawet jeśli policjanci się dowiedzieli o tabletce, powinni zignorować tę informację i pozwolić pracować lekarzom.

Czytaj też:
Burza po interwencji policji w sprawie pani Joanny. Naczelna Izba Lekarska zabrała głos
Czytaj też:
Sprawa pani Joanny z Krakowa. Jest komentarza Ministerstwa Zdrowia

Pani Joanna
Źródło: WPROST.pl, TVN24