Do opisywanej tutaj tragedii doszło przed Uniwersyteckim Szpitalem Klinicznym im. Fryderyka Chopina w Rzeszowie. W poniedziałek 8 stycznia wypisano stamtąd pacjenta, 70-latka z Gorzyc. Mężczyzna przez ostatnie trzy lata zmagał się z rakiem jelita grubego i regularnie poddawany był chemioterapii. Do placówki przyjęty został w czwartek 4 stycznia. Według diagnozy, wychodził z niej w stanie „dobrym”.
Pacjent zmarł przed szpitalem w Rzeszowie
– Czuł się dobrze. Zaraz po przekroczeniu drzwi szpitala upadł na ziemię, zdążył tylko powiedzieć”ale rześkie powietrze – opowiadała córka pacjenta. – Natychmiast zaczęłam wzywać pomoc, ale mimo obecności karetki z ratownikami, żadna reakcja nie nadeszła. Moje wołania o pomoc pozostały bez odpowiedzi, podczas gdy mój ojciec leżał w śniegu, charczał, a piana lała mu się z buzi – mówiła poruszona.
Kobieta twierdziła, że dosłownie wyciągnęła z karetki jednego z siedzących tam mężczyzn. Krzyczała, że jej ojciec umiera. – Dopiero inny mężczyzna, który zmierzał do szpitala, zareagował. Jako jedyny zaczął ratować mojego tatę – mówiła. Jak się okazało, był to lekarz. Niestety, nie był w stanie pomóc choremu, nawet mimo bliskiego sąsiedztwa szpitala.
– Nie mogę uwierzyć w to, że nikt nie chciał mu udzielić pomocy. Choć pogodziłam się z odejściem taty, nie pragnę, by ktokolwiek musiał przejść przez taki sam ból, jak ja. Nawet tuż przed opuszczeniem szpitala, dzwonił do mnie, prosząc o przygotowanie dla niego gołąbków i krokietów. Tak się cieszył, że wróci do domu – wspominała córka zmarłego.
Rzeszowski szpital odpowiedział na pytania dziennikarzy
Szpital odpowiedział już na pytania, jakie w związku z tą sprawą nadesłał portal nowiny24.pl. – W poniedziałek około godziny 14 lekarz Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego im. Fryderyka Chopina w Rzeszowie, który miał rozpoczynać swój dyżur, zauważył leżącego mężczyznę, wobec którego były podejmowane czynności ratujące życie – potwierdził rzecznik placówki Andrzej Sroka.
– Lekarz niezwłocznie podjął resuscytację krążeniowo-oddechową i poprosił niemedycznego pracownika szpitala, który był obok, o przyniesienie defibrytalora AED oraz o poinformowanie dyżurnego anestezjologa o zdarzeniu. Do momentu dostarczenia defibrylatora, pacjent miał cały czas wykonywaną resuscytację krążeniowo-oddechową. Następnie został przetransportowany na Izbę Przyjęć skąd trafił na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej, gdzie zmarł – dodawał.
Rzecznik zastrzegł też, że zatrudniający go szpital nie posiada karetki ani ratowników medycznych na etacie. Na jego terenie operują karetki innych szpitali i Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Rzeszowie. W ustaleniu przynależności ambulansu oraz jego załogi ma pomóc nagranie z monitoringu.
Czytaj też:
Nie żyje Ryszard Herba, odtwórca niezapomnianej roli w „Lombard. Życie pod zastaw”. Miał 67 latCzytaj też:
Te niespecyficzne objawy może dawać rak prostaty. Nie lekceważ ich